Dzisiejszy post zacznę od końca, a mianowicie od komentarza W. po przeczytaniu całości. Otóż W. uważa, że temat przeze mnie poruszony, to oczywista oczywistość i że Ameryki nie odkryłam. Ja natomiast uważam, że jest to temat ważny i nie dla wszystkich jest to taka oczywistość. I jeżeli chociaż jednej osobie, która to przeczyta doda wiatru w skrzydła i pokaże, że można, to uznam, że i tak warto było.

Sam tekst powstał w większości już całkiem dawno, ale chyba wtedy nie byłam jeszcze na niego gotowa, więc trafił do „szuflady”. Mylę, że już do niego dojrzałam i więcej do szuflady nie trafi. Może to, że do niego wróciłam, to forma szukania motywacji do zrobienia tego, co we mnie kiełkuje? Zobaczymy.

Niech wstępem do wpisu będzie zapoznanie Was z L. którą poznałam pare lat temu w pracy. No więc poznajcie się: Ogrza ekipo, to jest L.L. to są wszyscy 😉

Jakiś czas temu L. założyła bloga, a raczej coś w rodzaju funpage’u na Facebooku, chociaż od jakiegoś czasu jest tam mniej aktywna (L. co to ma znaczyć?). Głównym jego celem było, krótko mówiąc, motywowanie do posiadania swoich pasji. L. zaczynała od umieszczania swoich filmików, na których śpiewa (a śpiewa bardzo ładnie), zdjęć z uśmiechniętą mordką albo próbek wykonywania tańca brzucha. Muszę przyznać, że trochę, z powodu mojego podejścia do różnego rodzaju tekstów motywacyjnych, mądrości coachingowych itp. jestem bardzo wyczulona na takie treści i podchodzę do nich z dystansem, a wręcz omijam szerokimi łukiem. Ale poczynania L. śledziłam ze szczerym zainteresowaniem i trzymałam kciuki, aby jej wyszło. Być może podświadomie zazdrościłam jej odwagi. Mnie by chyba nie było stać na coś takiego. Wrzucasz filmik do sieci i nie boisz się, że ktoś skomentuje to negatywnie, że zostaniesz odebrany jako dziwak. Ok, miałam swoją przygodę z Vlogiem, ale to była zabawa. Filmiki raczej dla mnie, niż dla świata zewnętrznego. No i nie czułam się w tym komfortowo – dlatego się skończyło. Im dalej w las, tym funpage L. zaczął mieć co raz więcej obserwujących. Ale nie o ilości polubień chcę tu mówić, bo do znanych influenserów jej jeszcze daleko. Chodzi o tematykę, której dotykała. Cel był prosty – inspirować ludzi do robienia czegoś dla siebie. Do szukania pasji lub rozwijania tych zagrzebanych pod kopcem codzienności.

Nie pamiętam już jak myślałam kilka lat temu, ale teraz uważam, że żaden wiek nie dyskredytuje do szukania czegoś, co sprawi, że życie na nowo nabiera sensu. I jeszcze niedawno sądziłam tak, jak W. że dla wszystkich jest to jasne, ale czytając komentarze pod postami L. dochodziło do mnie, że jest część społeczeństwa , która w to nie wierzy. Pojawiały się komentarze, że super, gdy ktoś ma pasję, ale dla nich samych jest już za późno, bo mają lat, powiedzmy, czterdzieści. Nie! Nie jest za późno. Wręcz jest to idealny czas, bo człowiek ma już w tym wieku na swych barkach spory bagaż doświadczeń. Ma doświadczenie życiowe, tak potrzebne i nieocenione. Młodzi zaczynają się czymś interesować często przez przypadek: bo akurat trafili na jakiegoś nauczyciela w szkole, bo koleżanka wyciągnęła na zajęcia z tańca, bo pod choinką znaleźli jakąś książkę, bo akurat jest na coś moda, bo, bo, bo… Rzadko jest to decyzja poparta konkretnymi argumentami. Oczywiście nie mówię, że to źle. To w taki właśnie sposób powstały talenty jak na przykład Stoch czy Kowalczyk – jako młodzi na coś trafili, dostali odpowiednich ludzi, dołożyli talent i ciężką pracę i to dało efekty. Często jednak jest tak, że pasje, hobby z lat młodzieńczych kończą się wraz ze skończeniem szkoły, czy rozpoczęciem dorosłego życia. Pewnie wiele osób, po latach ciężkich treningów, które stały się wręcz niemiłym obowiązkiem, odetchnie z ulgą, że wreszcie się skończyła ta katorga. Inni, być może, przed zaśnięciem często wzdychają do tych pięknych chwil, które zdawałoby się, nigdy się nie powtórzą. Teraz, jako dorośli ludzie (i jedni i drudzy) mają niesamowitą szansę sięgnąć po swoje dawne pasje z jeszcze większym rozmachem, z większą siłą i zawziętością lub też – sięgnąć po nowe. Nikt tu nie mówi o walczeniu o złoto na Igrzyskach, czy zdobywaniu Oscarów i Nobli. Chociaż przy takiej liczbie talent show i paradokumentów naprawdę na nic nie jest za późno 😉

Uważam, że uniwersytety III wieku i kluby seniora, to jest nieocenione dobrodziejstwo dzisiejszych czasów. Internet, blogi, YouTube, to są tak potężne narzędzia, na których każdy, kto tylko chce, może zbudować coś wielkiego. Gdy słyszę o młodzieży zdobywającej kolejne wyróżnienia na świecie, to owszem, czuję dumę, szacunek, podziw. Ale dusza mi się prawdziwie śmieje, gdy kobieta przed 60 zaczyna prowadzić swój kanał na YT, gdy słyszę o 80 latce skaczącej ze spadochronem, czy o miejscach, dzięki którym w ludziach, w których do niedawno żyło tylko ciało, wraca chęć do życia. Naprawdę, gdy mając świadomość, że są tacy ludzie, nie przemawiają za mną argumenty 40 latka, że jest już za stary i stracił szansę na jakąś pasję dla siebie. Że do końca życia już tylko praca będzie jedynym sensem wychodzenia z łóżka.

Może rzeczywiście większość ludzi myśli, że pasja jest wtedy, gdy odnosi się spektakularne osiągnięcia i poświęca temu całe życie. A to nieprawda. Ja zaczęłam pisać bloga (chociaż zarzekałam się, że nigdy tego nie zrobię) po trzydziestce. Czułam, że możliwość pisania uratuje moją duszę, która przestawała widzieć sens i cieszyć się codziennością. Nie robię tego pod publikę, nie zależy mi na wyświetleniach i lajkach (chociaż nie powiem – miłe to jest, więc za każdy kciuk i komentarz biję pokłony), po prostu daje mi to spokój. Po latach żałowania, że nie miałam w sobie odwagi i siły przebicia, by iść w stronę aktorstwa, trafiłam na amatorskie warsztaty teatralne. Nie wiązałam z tym kariery aktorskiej, ale możliwość nadrobienia niewykorzystanych szans młodości była nie do opisania. A co było najważniejsze? Pomimo, że byłam po 30, to nie byłam najstarsza. Było tam wiele osób, które miały swoje życie, rodziny, pozycje społeczne, a potrafili wygospodarować 2 godziny w tygodniu na to, co dawało im radość.

Nigdy nie jest za późno, by odkryć w sobie jakiś dar albo dać szansę rozwoju temu, co w nim od dawna siedzi. W każdym wieku możesz stać się lokalnym patriotą i działać w tym temacie. W każdym wieku możesz zapisać się na kursy, które pomogą Ci w znalezieniu hobby na emeryturze. Wstyd? Głupio? Nigdy! Rewelacyjny jest film z Robertem DeNiro „Stażysta”, w którym bohater nie potrafi sobie poradzić z bezczynnością na emeryturze i zostaje stażystą w firmie, w której średnia wieku to 25. Owszem, można powiedzieć – to tylko film, ale takich stażystów wśród nas jest naprawdę wielu. Tylko, żeby ich zobaczyć trzeba wstać z fotela, zamknąć komputer i wyjść do ludzi. Dlatego właśnie uważam, że to, co robiła L. jest tak ważne. Niech wróci i dalej pokazuje ludziom, że posiadanie swojego hobby (w każdym wieku), to nie wstyd. Niech dalej udowadnia, że zawsze jest pora na czas dla siebie.

Niech P., o której niedawno pisałam, dalej tworzy swoje cudeńka i jeszcze bardziej rozwija talent, który odkryła w sobie w dorosłym życiu mając dom, rodzinę, psa, wymagającą pracę i milon innych obowiązków 🤞💪🌹💐

Niech ja w końcu się zbiorę w sobie i nadam kształt temu, co siedzi w mojej głowie.

Niech każdy z Was sięgnie w głąb siebie i szczerze przyznam się przed sobą, czy też stopuje siebie mówiąc: „jest już za późno” „nie mam czasu” „co powiedzą znajomi”.

Przy okazji pozdrowienia dla pewnego (prawie)emeryta, który odkrył w sobie miłość i talent do drewna i tworzy duże i małe dzieła, tak jak to poniżej.

Jeżeli macie w domu emeryta , który wstaje po to tylko, by wziąć leki, to rozejrzyjcie sie dookoła, czy nie ma w pobliżu czegoś w stylu klubu seniora. Może znalezienie kanału na YT o szydełkowaniu czy tańcu okaże się początkiem czegoś pięknego.

Żeby nie było, że tę babcię na spadochronie to sobie wymyśliłam – jeżeli ma ktoś dostęp do podcastów Radia 357, to polecam posłuchać 😁 Albo po prostu wpisać w wyszukiwarkę: Bronisława Jońca.

https://link.radio357.pl/twoje357/audycje/1667/30819