Stary, opuszczony szpital psychiatryczny. Dookoła ciemność, przez którą przebijają się jedynie niewyraźne zarysy przedmiotów. W oddali słychać jakieś przeraźliwe dźwięki. W powietrzu daje się wyczyść stęchliznę przemieszaną z zapachem strachu. Ja przykuta do podłogi metalowymi kajdankami zakończonymi ciężkim łańcuchem. Dochodzące z drugiej strony pokoju niemrawe szmery każą mi sądzić, że nie jestem w pomieszczeniu sama.

To nie jest obraz z mojego koszmaru sennego, ani też, całe szczęście, kolejna scena z mojej mrocznej przeszłości. Tak zaczyna się gra. Nie komputerowa, o nie – to by było zbyt proste! Realna, dostępna fizycznie, wszystko tak bardzo realistyczne i wiarygodne. Nie byłam nigdy w starym, zapomnianym przez żywych psychiatryku, ale jakbym miała go sobie wyobrażać, to pewnie właśnie tak by wyglądał.

Chociaż od samego początku wie się, że nic złego nie może się stać, to ciągle się czuje napięcie, bo nie wiadomo co się znajdzie za kolejnymi drzwiami czy w otwieranych skrytkach.

Ktoś, kto bywa w escape roomach jest w stanie wyobrazić sobie towarzyszące tej zabawie emocje. Niepewność i lęk zza których wyrywa się do głosu ekscytacja i zniecierpliwienie, by móc rozwiązać jak najwięcej zagadek, tudzież tajemnic i jak najszybciej opuścić zakazane miejsce.

A teraz parę słów do osób, które poszukując przygód nie skrzyżowały jeszcze swoich ścieżek z escape roomem. W ostatnich miesiącach może nie jest to najlepszy czas tych forum rozrywki ze względu na tragiczne wydarzenia, o których pewnie wszyscy słyszeli. Ale teraz idąc w takie miejsce możemy być pewni, że na rynku pozostali tylko profesjonaliści znający się na swej pracy i dbający o swoich klientów, czyli o nas.

Zasady gry są mega proste – wchodzicie do pokoju, do którego drzwi zatrzaskują się zaraz za Wami i zaczyna się nerwowa walka z czasem. Koniec może być dwojaki: wyjdziecie stamtąd z tarczą lub na tarczy 😉

Pokoje są przeróżne. Różnorodność przejawia się na każdej możliwej płaszczyźnie: liczba osób, czas zabawy, stopień zaawansowania i wreszcie tematyka, klimat – tu już jest totalna dowolność. To co je łączy wszystkie, to dziesiątki zagadek do rozwiązania, gry logiczne do rozszyfrowania, setki kłódek, zamków i schowków do otwarcia (bez użycia siły oczywiście). Spoiwem jest praca zespołowa i otwarty umysł, bo nie wszystko jest tak oczywiste jakim się wydaje na pierwszy rzut oka. Nie na wszystko da się odpowiedzieć według wyświechtanych schematów. Istny raj dla tych, którzy lubią pogłówkować, a nie dostawać wszystko na tacy.

Może nie jestem exitowym weteranem, ale mam już na swoim koncie kilka udanych wyjść. I jedną porażkę – trochę przekozaczyliśmy z W. i poszliśmy w dwójkę do pokoju przeznaczonego na 5 osób i czas nas pokonał. Ale co tam, porażki są dobrymi nauczycielami i teraz już wiemy żeby mierzyć siły na zamiary.

Moje doświadczenie nie jest zbyt bogate, bo nie byłam w takich miejscach za granicą, ani nawet w innymi mieście, ale zdecydowanie ostatni pokój, w którym byliśmy bił na głowę wszystkie dotychczasowe.

Ów szpital psychiatryczny opisany na początku, to początek historii prowadzącej tropami zaginionej dziewczyny. Obłęd, bo o nim mowa, jest przygotowany dla 6 osób. My byliśmy w 4 i chyba jest to optymalna liczba, bo 6 to już tłok, a 4 pozwala na przewertowanie wszystkiego w odpowiednim czasie.

Oczywiście nie będzie spojlerów i wskazówek. Nie pisnę ani słówkiem, bo odbierze to Wam frajdę. To co mogę powiedzieć, to, że jeżeli nie jesteście masterami exitowymi, to nie wybierajcie się w 2 osoby, bo naprawdę szkoda nie dojść do końca i opuścić szpital (a może i nie tylko) nie otworzywszy wszystkich drzwi 😉 Naprawdę robi wrażenie.

My wyszliśmy. Praktycznie nie korzystaliśmy z podpowiedzi. Po grze oczywiście trzeba było wszystko omówić. Usiedliśmy w barze i ciągle pełni emocji analizowaliśmy wszystko raz jeszcze. Raz byliśmy rozbawieni jak mogliśmy tyle czasu poświęcić na coś prostego. Innym razem nie mogliśmy zrozumieć jak udało się nam na coś wpaść i wykonać konkretne zadanie. Emocje były tak ogromne, że nawet przez sekundę nie pomyślałam żeby sprawdzić jak Polakom poszedł mecz w eliminacjach do Euro – zupełnie zeszło to na ostatni plan.

Obłęd ma jeszcze jedno urozmaicenie (z którego nie skorzystaliśmy – w pełni świadomie). Otóż w jeden dzień w tygodniu zabawę urozmaica aktor. Nie chciałabym go tam spotkać w czasie gry siedząc w ciemnym pokoju czy tym bardziej wkładając rękę w jakąś szczelinę. To nie na moje nerwy i zrytą psychikę, o której już nie raz wspominałam.

Reasumując: jeżeli chodzi o Obłęd – polecam. Cztery, nawet niezbyt doświadczone osoby, powinny wyjść cało z „więzienia”. Nie ubierajcie się w oczojebne ubrania, bo później na zdjęciu nie zgrywacie się z klimatem i wyglądacie jak doczepieni – tak jak ja 😉

Ale za to pozostali psychole – jak z horroru wzięci 😉

No więc cóż, nie pozostaje mi nic innego, jak życzyć Wam wielu wspaniałych wypraw, niebanalnych zagadek i mnóstwa frajdy z faktu, że jesteście częścią zespołu.

Czuwaj!