Mówią, że pies upodabnia się do właściciela czy tam na odwrót . Ja myślę, że jest w tym coś więcej. Według mnie, w tym palce macza Przeznaczenie 😉 A przynajmniej tak było w naszym przypadku. Żebyśmy się spotkały w tym miejscu Sona musiała przeżyć 9 mniej przyjemnych lat, które ją jakoś ukształtowały. Ja musiałam doświadczyć życia z psami i bez nich by być na nią gotową.

Od dziecka marzyłam o tym by mieć „tego” psa z tych niedzielnych filmów familijnych. Rude, z długą sierścią, najmądrzejsze na świecie (przynajmniej tak wtedy myślałam – o naiwności ;)). I nie myślałam tak dlatego, bo były modne i grały w filmach. Ja po prostu czułam, że goldeny są takie jak ja – wieczne dzieci z nadmiarem energii i przyciągają mnóstwo przygód. Z czasem to pragnienie zeszło na drugi plan, bo przecież żeby mieć takiego psa trzeba mieć odpowiednie warunki. Trzeba się móc nim odpowiednio zająć i tak dalej. Zawsze jednak w głębi duszy tęskniłam i czekałam.

Kiedyś nawet na jednej ze stancji znalazłam pocztówkę, którą ukradłam bez chwili namysłu i mam ją do dzisiaj. Teraz już wiem, że przedstawia mnie i Sonę, ale wtedy była ucieleśnieniem moich marzeń. O ile „ja” z pocztówki, to raczej „ja mentalna”, tak Sona – niemalże identyczna 😀

Tak naprawdę nie wiem kiedy  i jak to się stało, że postanowiłam zaadoptować goldena. To był impuls. Tak jakbym czuła, że ona już na mnie czeka. Jak zobaczyłam tę paskudną mordkę, to informacja obok:  lat 9, nie zrobiła na mnie wrażenia (przynajmniej nie na długo).

Gdy wypełniałam długą ankietę adopcyjną postanowiłam nie udawać że jestem normalna i ogarnięta – postanowiłam być sobą. Jak cytowałam niektóre odpowiedzi W. to on się mnie zapytał „Ty chcesz tego psa czy nie?” Potem się okazało, że opiekunka Sony z domu tymczasowego powiedziała, że ona może iść tylko do mnie. Pani Ewo – taką informację dostała, jeżeli tak nie było, to i tak miło było w to wierzyć 😉

Zaraz strzelą nam dwa lata, a ja ciągle słyszę, że się dobrałyśmy jak w korcu maku. Dzisiaj na szczepieniu znowu usłyszałam, że jesteśmy świetnym duetem. Kiedyś ktoś mi powiedział, że jak słucha o Snie, to tak jakby mnie widział (ciekawe, czy ta Osoba to pamięta – czekam na odzew). Wtedy pomyślałam – ej! przecież ja nie jadam kup i nie tarzam się w błocie. A pół roku później trafiłam na bieg z przeszkodami i taplałam się w błocie mając z tego niezły ubaw.

Jakieś jeszcze podobieństwa? No coś tam się znajdzie. Przykrótkie nóżki na przykład. Obie jesteśmy kompaktowymi wersjami – ona goldena, ja modelki 😉 Niby jest starą babą, a zachowuje się jak dzieciak – ooo, brzmi znajomo! Niby posłuszna, a kombinuje co by tu przeskrobać – skąd ja to znam. Chodzi i cieszy michę – ot tak, po prostu, jakby żyła w swoim świecie. Hmmm 😀 No i jeszcze hit wszystkiego: -oooo jaki szczeniaczek, ile ma? -9 – miesięcy? – nie, lat. Jak ludzie dowiadują się ile ja mam lat, reagują mniej więcej tak samo jak na informację o wieku Sony.

To co nas różni, to zdecydowanie apetyt i dobór menu. Ja raczej nie jadam kup (czasem tylko zdarza mi się zjeść jakieś g—o) i mam ograniczoną pojemność żołądka, no chyba że chodzi o deser, wtedy zamieniam się w Sonę.

Dwa lata…a ja mam wrażenie, że jesteśmy razem przez całe życie. Obie musiałyśmy wiele przejść zanim się spotkałyśmy. Jak w filmie (oczywiście z goldenem w roli głównej) „Niezwykła podróż”. I niech mi ktoś powie, że przeznaczenie można oszukać. Ktoś próbował je oszukać przez 9 lat życia Sony z dala ode mnie. Ludzie mówiący, że duży pies musi mieć duży ogród, też próbowali je oszukać. I jak się te oszustwa skończyły? Tak, że po łąkach chodzą dwie gównaiary i cieszą michy do swoich myśli.

A tak wyglądała nasza pierwsza wspólna gimnastyka – chyba nie mogła ogarnać co robię i dołączyła do mnie za swoimi ćwiczeniami 😀 

P.S. Pisząc to znalazłam kolejną różnicę – ja nie śmierdzę tak jak ten sierściuch leżący obok mnie i chrapiący jak stary chłop (Starsi Panowie – to oczywiście przenośnia)

Fundacja Warta Goldena