Można by rzec, że takie „talenty” jak paplanie nie mają żadnych plusów i są zmorą odbiorców. Pragnę jednak Wam przedstawić przykład na to, że czasem się to przydaje i przynosi wymierne korzyści.

Ostatni bastion nadziei!

Na czwartym czy piątym roku studiów miałam przedmiot, którego nazwy nie pamiętam, ale omawialiśmy tam zasady konwersacji. Cóż więc wspanialszego mogło mi się przytrafić?! Co prawda nie z każdą zasadą konwersacji się zgadzam, jak choćby z tą, że mam ograniczać ilość wypowiadanych słów do minimum…ale sam przedmiot bardzo mi się podobał i przychodziłam na ćwiczenia przygotowana i brałam w nich aktywny udział. Niestety traf chciał, że na ocenę końcową wpływ miała nie aktywność tylko ocena z ostatniego kolokwium. No i niestety coś tam mi na nim nie poszło i miałam mieć 4,5. Po negocjacjach usłyszałam – no dobra, niech będzie taka naciągana 5.

Każdy normalny człowiek ucieszyłby się z efektu końcowego – w końcu w indeksie nie widać, że jest to naciągana piątka. Ale oczywiście nie ja! Wróciłam do domu i nie mogłam tego przeboleć. Cały czas słyszałam jak echo: naciągana, naciągana… Honor i godność nie pozwalały mi na to aby to zaakceptować i nawet byłam skłonna przyjąć to 4,5. Ale postanowiłam jeszcze spróbować jednego sposobu na uciszenie wyrzutów sumienia. Napisałam maila do owego ćwiczeniowca.

Po „ odbębnieniu” uprzejmości, przedstawiając się jako „ta od naciąganej piątki” przeszłam do rzeczy:

Zapomniałam użyć jeszcze jednego bardzo ważnego argumentu, który jest dowodem na to że w życiu poza studenckim stosuję to co wyniosłam z zajęć. A co najgorsze odbija się to na moim życiu osobistym 🙂 a kosztów jakie w związku z tym ponoszę nie da się przeliczyć na żadne pieniądze (rekompensatą za tak ogromne straty psychiczne mogłaby być tylko ZASŁUŻONA piątka).

Otóż któregoś pięknego dnia rozmawiałam przez telefon ze swoim chłopakiem. W czasie rozmowy przyszedł do mnie współlokator z pytaniem czy mam trochę kawę dla jego mamy (musiałam przerwać rozmowę i dać kawę). Gdy oddzwoniłam chłopak zadał pytanie: „Kto był ważniejszy ode mnie”- chcąc aby moja wypowiedź była relewantna odpowiedziałam „Mama kolegi” Na co on po raz kolejny zapytał w ten sam sposób, więc ja zmuszona byłam również odpowiedzieć tak samo. Po kilku próbach zdenerwowany rozłączył się. Proszę sobie wyobrazić ile wymagało wysiłku wytłumaczenie mu, że odpowiadałam zgodnie z zasadami konwersacji. Że na pytanie „kto był ważniejszy?” nie mogłam odpowiedzieć „kolega prosił mnie o kawę dla Mamy” bo byłoby to zupełnie nie na temat!

Reasumując, w nauce nie chodzi jedynie o napisanie kolokwium na 5, ale dodatkowo (albo przede wszystkim) stosowanie zdobytej wiedzy w życiu codziennym. A tym przykładem udowodniłam, że tak robię 😀

W każdym razie bardzo dziękuję za piąteczkę. Pozdrawiam XX XXX

Efekt mógł być tylko jeden – zasłużona piątka! Tak więc jak widać – czasem lekkość tworzenia bzdur jest przydatna. Nawet jeżeli to tylko kwestia komfortu psychicznego. Chociaż czasem też korzysta na tym moja dziecięca natura, jak wtedy gdy napisałam kilka bełkotliwych zdań w konkursie MultiSporta i wygrałam SANKI! Ale była jazda 😀 😀 😀

 

Tak jak widać, dobry bajer nie jest zły. Drodzy rodzice gadatliwych dzieci – jest szansa dla Waszego potomstwa 😉 Co tam kilka uwag za niewyparzony język!

P.S. żeby nie było wątpliwości – ja nigdy uwagi za to nie dostałam, a niektórych niewykorzystanych okazji żałuję do dziś.