Zastanawialiście się kiedyś nad śmiercią? Ale nie jako zjawiskiem w ogóle, czy odejściem bliskich. Czy zastanwialiście się kiedyś nad swoją, własną śmiercią? Jak jest się młodym, to się o tym nie myśli, zakłada się, że najpierw ci starsi, a dopiero później ja. Niestety co chwilę dochodzą do mnie informacje, że zmarł ktoś w wieku podobnym do mojego. U jednych jest to wypadek, u innych choroba, nagły atak i tak dalej. Nawet jeżeli jesteś świetnym kierowcą, to nie ma 100% pewności czy dotrzesz do celu podróży. Nawet jak dbasz o zdrowie, to nie wiesz czy w czasie spaceru z psem nie spadnie Ci na głowę potężny konar. I w sumie nie ma się co temu dziwić, bo przecież od dawna wiadomo, że prócz podatków pewna jest tylko śmierć. I dlatego oddając się, zdawało by się, najprostrzym życiowym czynnościom w głowie powinno nam dudnić: „memento mori”.
To jak się na ten moment przygotujemy i czy w ogóle musimy – zależy od tego w co wierzymy lub według jakiej ideologi czy filozofii żyjemy. Można się oczywiście spierać czy istnieje coś po śmierci czy nie. Czy warto wieźć cnotliwe życie czy raczej zażywać rozkoszy. Od wieków mądre głowy o tym debatowały i jak widać nie przyniosło to zbyt wiele, bo nie dostaniemy jednej odpowiedzi. No i ok, to jak żyjemy, to jest poniekąd nasza sprawa, czy będziemy z tego rozliczani czy nie, to jest nasz problem.
Ale co z osobami, które tu zostają? Prawda jest taka, że po każdym z nas zostanie pustka. Pewien niezagospodarowany obszar. I nieważne czy będzie komuś brakowało naszego upierdliwego pouczania, uśmiechu, którym zarażaliśmy, czy życzliwości i chęci pomocy. Nawet śmierć czepiającej się o byle szmer na klatce sąsiadki zostanie zauważony. No więc rodzi się pytanie – czy na pewno moja śmierć jest tylko moją sprawą? Czy mogę przygotować jakoś najbliższe mi otoczenie na taką ewentualność?
Od jakiegoś czasu, wybierając się w dłuższą podróż, głównie samolotem, przygotowywałam prowizoryczny testament. Dawno nie weryfikowałam tej informacji, ale podobno jest tak, że w przypadku braku testamentu Urząd Skarbowy kładzie łapę na część majątku. No więc zostawiałam kawałek kartki papieru z informacją o tym gdzie ma trafić mój majątek. Plus notkę kto ma się zająć Sonią (pod warunkiem przestrzegania jej diety oczywiście 😉 ). Rzucałam jeszcze jakieś hasło w stylu „No i się nie łamać!” i byłam szcześliwa, że jakby co, to dobytek życia nie przepadnie, a Sonia będzie szczęśliwa. Może i gruba, ale szczęśliwa.
Pewna sytuacja sprzed kilku dni uświadomiła mi, że to, jak załatwiałam ten temat, to tak naprawdę nic nie znaczy. Zrozumiałam, że to nie załatwia pewnej ważnej, może nawet najważniejszej sprawy. Nie pomaga w żaden sposób tym, którzy tu zostają.
Co takiego się wydarzyło kilka dni temu? Nic strasznego. Przynajmniej patrząc na to z perspektywy czasu. Otóż próbowałam wygrzać przeziębienie – klasyczne objawy: katar, ból gardła, lekkie osłabienie. Nie miałam nawet gorączki, więc ciepłe napoje miały dać radę. Nie wiem czy też tak macie, ale gdy ja się wybudzę nagle ze snu, to nieistniejące problemy urastają do rangi walki o życie. I tak właśnie się stało, gdy osamotniona walczyłam z chorobą na kanapie w salonie. Coś mnie przebudziło i okazało sie, że nie mam kataru, gardło jest w idealnym stanie, ale za to w głowie mam takie uczucie, jakbym zaraz miała stracić przytomność. Jakbym nie miała czucia w części ciała pod kołdrą – czyli od podbródka po czubek palców u stóp. A nawet jeżeli miałam czucie, to każdy fragment mojego ciała ważył tonę i nie mogłam nim ruszać. I wtedy się włączyła moja wyobraźnia. Pomyślałam sobie, no spoko jak się nie obudzę już to ok, kiedyś każdego to spotka. I naglę zaczęłam mysleć o bliskich. Jak oni zareagują na to że wczoraj byłam, a dzisiaj już mnie nie ma. To co zrobi W. to wiem, bo już mi to zapowiedział, że jak kiedyś wywinę mu taki numer, to sprzedaje wszystko i wyjeżdza do Kolumbii. A tam Kolumbijki, narkotyki i życie na krawędzi. Sorry W. że dałam wskazówkę, gdzie Cię szukać jakby co 😉
No to W., powiedzmy, jakoś sobie poradzi. Ale co z resztą? Jak pomóc tym, których zostawię, aby jakoś przebrnęli przez tę fazę wstępną?
Znajomym z pracy mogę powiedzieć jedno – zatrudnijcie jakiegoś „zespołowego błazna” i dość szybko problem się rozwiąże. Czasem tylko będzie Wam brakowało mistrza ciętej riposty i wbijacza szpileczek 😉 No ale nie może być za dobrze, nie?
A co z rodziną? Przyjęte jest, że rodzice nie powinni chować swoich dzieci. Prawdą jednak jest, że to nie my decydujemy. Wiem, że żałoba, to coś naturalnego, coś co jest przyjęte kulturowo i co trzeba przeżyć. Oczywiście nie jestem zwolennikiem zasady: oooo tobie zmarła matka, to przez rok nie możesz tańczyć! A tobie zmarł dziadek, to tylko 3 tygodnie. Uważam, że żałoba jest czymś tak indywidualnym, że nikt nie ma wręcz PRAWA mi tego narzucać. Nie jest to na pokaz, więc to jest moja sprawa jak przeżywam żałobę najbliżych. Dlatego pierwsze czego bym nie chciała, to narzuconych z góry zachowań. Pozwalam się bliskim śmiać i cieszyć życiem i nawet pozwalam W. na szaleństwa z Kolumbijkami. Jedynie wolałabym, żeby nie narkotyzował się za bardzo, ale co ja bym miała wtedy do powiedzenia…
Kolejną sprawą jest pogrzeb. Wiem, że jest to ciężki czas. Czas do pogrzebu i sam pogrzeb. I wiem, że nie mogę wymagać, aby rodzina nie była pogrążona w smutku, bo sama wiem po sobie jak ciężkie było dla mnie rozstanie się z Sonią – psem, idealnym, ale ciągle psem, którego miałam nie całe 4 lata. Ale skoro to mój testament, to mam prawo pomarzyć i chciałabym, aby mój pogrzeb był kolorowy – niebieski, żółty, czerwony. Zamiast pytań typu: Co teraz będzie? Jak żyć? Dlaczego ona? (swoją drogą straszne jest to pytanie – a co, lepiej żeby to była córka sąsiadów?), wolałabym: a pamiętacie jaka była stuknięta? albo: mało kto tak nie lubił sprzątać i gotować, albo: co ona widziała w bieganiu po biurze na bosaka? Na pewno kojarzycie to ze styp: a pamiętacie jaki wujek xxx to był jajcarz? Stale wszystkich irytował swoimi żarcikami. Chciałabym, żeby tak włąśnie było przez cały ten ciężki czas.
Pamiętajcie, że mi już będzie wszystko jedno. W niczym mi Wasz smutek nie pomoże, modlitwa – owszem, ale smutek – w niczym. A jedyne czego chcę, to tego, by nic „strasznego” się z tego powodu nie stało.
A później – oczywiscie zapraszam w każdej chwili w odwiedziny, na pogawędkę. Jak ktoś ma przychodzić i jęczeć „ooo jaka młoda, całe życie było przed nią” to lepiej niech nie przychodzi – oczywiście żartuję 😀 Zapraszam nawet tych. którzy chcą ponarzekać! Obiecuję, że wysłucham. Nie mogę obiecać, że odpowiem.
Wiem, że część z Was po przeczytaniu tego tekstu pomyśli sobie – jak ona może pisać o swoim pogrzebie skoro nie jest chora. Dla części z Was nie będzie to nic nadzwyczajnego, bo dawno już doszliście do takich wniosków. Ale może komuś z Was pomoże ten tekst poukładać sobie pewne sprawy w głowie i wziąć się za załatwienie spraw formalnych, na wypadek, gdyby niestety były komuś pomocne. Chciałam tym wpisem pokazać, że śmierć jest wpisana w naszą egzystencję i nie możemy udawać, że jej nie ma i że nas nigdy nie dotknie. Im bardziej będziemy z tym pogodzeni, tym łatwiej będzie nam przejść przez ten ciężki moment. A im bardziej pokażemy, że jesteśmy gotowi, tym bardziej pomożemy naszym bliskim, których tu zostawimy.
P.S. pozostając w tematyce śmierci – wiecie co według W. byłoby szczytem chamstwa i złośliwości, za co od razu powinno się trafiać do piekła? Śmierć w czasie porodu z trojaczkami. Taki czarny humor, ale jestem w stanie zrozumieć co Autor miał na myśli 😉
Podoba mi sie koncepcja wyjazdu do Kolumbii! Poza wymienionymi we wpisie zaletami, to jeszcze kawe maja dobra 🙂
To ja się tylko zapytam – co to za miesięczne opóźnienie?! 😉
Przepraszam, ale wpis byl bardzo filozoficzny i potrzebowalem czasu, zeby go przetrawic!
🙂
W przypadku śmierci bez testamentu wchodzi ustawa o spadku. Jeżeli w małżeństwie nie ma dzieci to 1/4 majątku dziedziczy rodzina zmarłego. Testament, który ciężko podważyć to testament notarialny. Testament spisany własnoręcznie można podważyć. Istnieje też pojęcie zachówku o którym trzeba pamiętać. Trzeba też pamiętać, że spadek nie ma wartości dodatniej albo ujemnej. Można też odziedziczyć długi, ponieważ żadna instytucja nie udziela takiej informacji do momentu otrzymania spadku – chyba, że za życia dostało się zgody np. na dostęp do konta bankowego. Generalnie sprawy spadkowe bardzo emocjonalnie i często finansowo obciążają spadkobierców.
Mądrego to i miło poczytać 🙂 Dziękuję za tak rozwiniętą odpowiedź.
Odręczny testament na pewno jest łatwy do podważenia, ale zawsze jest jakiś cień szansy, że będzie uznany, więc sytuacja znacznie lepsza niż w przypadku braku.