Wiem, wiem – dawno mnie tu nie było i jest mi źle z tym, że tak Was porzuciłam bez słowa. Nie chciałam ograniczyć się do lakonicznej notki na fejsie czy nawet tutaj, no więc wyszło tak, że się w ogóle nie odzywałam, bo nie miałam głowy do pisania.
Przyczyna jest banalna w swej istocie – wzięłam na siebie dużo 😀 I muszę sobie jakoś z tym radzić i wybrać najlepsze rozwiązanie.
Jak zapewne instagramowa część Czytelników wie – zamknęłam pewien, wyniszczający mnie epizod zdając pewien, nie do końca dla mnie łatwy i przyjemny egzamin. To była jedna z przyczyn mojego milczenia. Nawet postanowiłam uczcić to w odpowiedni sposób grając w Wiedza to potęga.
Na to nałożyły się kolejne sprawy. Po trosze zawodowe, po trosze prywatne. I jak mawia mój ulubiony trójkowy redaktor Marcel – sprawy są rozwojowe. I jeszcze filmiki z Tajlandii… z powodu braku czasu, nie usiadłam do nich już bardzo długo.
Muszę więc z czegoś zrezygnować. To znaczy, może nie zrezygnować, a ograniczyć aktywność. Inaczej znowu mój organizm odmówi posłuszeństwa, a przecież nie chodzi o to, by się zmuszać i robić coś na siłę. Albo ponad siły.
Obiecuję, że będę tu czasem zaglądać i opisywać jakieś ciekawostki. Może podczas tej ogrzej „dziekanki” wyrwę z doby jakąś godzinkę czy dwie i zrelaksuję się przy puzzlach, bo trzy pudełka już na mnie czekają 😀 Postaram się jak najszybciej skończyć kolejny filmik z podróży, który jest już prawie gotowy.
A korzystając z faktu, że już tu jestem, opowiem o tym, co odstawia ostatnimi czasy moja Gwiazda na czterech łapach. Niestety z racji swojego wieku i rasy, jej ogromny apetyt zamienił się w apetyt określany mianem: od trzech dni nic nie jadłam! Do tego, pół roku temu, w trakcie przygotowań jej do operacji wycięcia śledziony (którą zniosła jak młódka) wykryto, że ma problemy z nerkami i jej dieta musi ulec zmianie. Nie dość, że nowej, niskobiałkowej karmy objętościowo dostaje mniej, to jeszcze skończyło się podjadaniem mięsa, twarogu, przekąsek.
Jak mawia przysłowie: nie masz tego co lubisz – polub to co masz. I się zaczęło! Okazało się, że wszystko może być jedzeniem i wszędzie można je znaleźć… Na początku było to śmieszne, gdy na wyjeździe w górach, w czasie naszego obiadu, ona zrobiła sobie swój i z torby wyciągnęła chleb i wciągnęła około pół bochenka – no trudno, każdemu może się zdarzyć z nudów. A przy tym była w tym tak pocieszna 🙂
Na drugi dzień z innej torby wyciągnęła zapomnianą kanapkę, która została po podróży. Radość z tego, że kanapka się nie zepsuje przysłoniła mi prawdziwy problem. Ta sytuacja także nie dała nam do myślenia, więc po powrocie do domu, przyzwyczajeni do faktu, że mamy grzecznego psa, ze zmęczenia nie rozpakowaliśmy torby z przekąskami, które miały nas ratować na stoku. Po powrocie z pracy nazajutrz zastaliśmy to:
Oprócz takich pyszności jak batoniki (całe szczęście fit) czy herbatniki, w torbie był sok warzywny w kartonie – rozgryzła i wypiła cały! Poradziła siebie także z całym opakowaniem Toffifee… Dorwała się również do śmierdzących cukierków z duriana nie bawiąc się w rozpakowywanie. Pomijając obawę o konsekwencje zjedzenia takiej ilości smakołyków z plastikiem, problemem okazały się owe durianowe cukierki – cały wieczór odbijało się jej nimi. Ten kto jadł, wie co to za zapach…
Innym razem, w porannym amoku zostawiłam worek z plastikowymi śmieciami. Nie uszło to uwadze mojemu szczeniakowi na emeryturze, który powinien przesypiać cały dzień podczas mojej nieobecności. No ale niestety… ostatnio jest w cudownej formie i dom po powrocie wyglądał tak:
Ale samą siebie przeszła tydzień temu. Moja Suczka, która jest na diecie niskobiałkowej wygrzebała z torby na siłownię (która od wieków leżała w tym samym miejscu) białko dla sportowców. 20g czystego białka! Plus oczywiście połowa opakowania, bo kto by się bawił w otwieranie opakowania? Pozostawię to bez komentarza. Jak i to, że próbuje nawet podgryzać kable…
Wiem, że Sonuś ma swoich wielbicieli (fizycznych i wirtualnych), więc śpieszę donieść, że mimo ekscesów kłusowniczych Starsza Pani ma super wyniki! Na tyle dobre, by już niedługo poddać ją narkozie i zająć się jej strasznymi zębami, a raczej tym co jej pozostało. Narkozę przy operacji zniosła dobrze, więc wierzę w to, że teraz będzie jeszcze lepiej 🙂 W sumie…po co jej zęby, skoro jedzenie i tak połyka w szaleńczym tempie 😀
[EDIT]
Ostatnio miałam mały problem z blogiem, może część z Was zauważyła, że przez jakiś czas nas nie było pod ogrowym adresem. Strona znikała, po naprawieniu pojawiał się po to tylko, by po jakimś czasie znowu zniknąć. I tak kilka razy w kółko. Całe szczęście dzięki mojemu ITspecialist, którym nie był W. udało się odzyskać wszystko prócz tego ostatniego wpisu. Ale szkic został, więc podst odratowany wraca na stronę. W między czasie Sona miała zabieg i jest szczęśliwą posiadaczką ładnych, zdrowych zębów (albo resztek, które jej zostały po niezbyt ciekawej przeszłości). A mnie udało się ułożyć jedne z czekających na mnie puzzli. 500 elementów, to relaks dla amatorów – jak to określiła M. Ale założenie było takie, że bez patrzenia na obrazek miałam je ułożyć w trakcie trwania Trójkowej Listy Przebojów. Nie udało się… Potrzebowałam pół godziny więcej. Ech – wyszłam z wprawy 😉