Dzisiaj będzie tak bardzo szybko, bo jesteśmy w trakcie weekendu wyjazdowo-integracyjnego. Przebywając na wędrówce po stolicy, prócz towarzyskich aspektów, zapragnęliśmy zaznać innych przygód. Zupełnie przez przypadek, bo przecież nikt jadąc do Warszawy nie przegląda ofert kinowych, trafiliśmy na nowoczesną formę projekcji filmów. Ekran z przodu i dwa ekrany po bokach. Noooo, muszę przyznać, że się zapaliliśmy:
Co lepiej się może prezentować w takim wydaniu jak nie disnejowska baśń z Angeliną? No więc na tapetę rzuciliśmy Czarownicę 2.
No i powiem Wam, że niestety brak efektu „wow”. Okazało się, że boczne ekrany uruchamiane były tylko, gdy akurat była scena panoramy. Wrażenia nie robiło. No może raz, jak Diabolina szybowała. Ale ogólnie nas nie porwało.
Jak dla nas, cena zupełnie nieadekwatna do tego, co otrzymaliśmy w zamian. Przynajmniej porównując do stawek wrocławskich. No cóż, spodziewaliśmy się czegoś zupełnie innego. Ale mamy to przynajmniej odhaczone i więcej się na to nie pokusimy. To już opisywane kiedyś przeze mnie kino 4D było fajniejsze (Tutaj)
Co do samego filmu – niestety musieliśmy obejrzeć wersję z dubbingiem, więc i to trochę wpłynęło na odbiór. Ale i tak lepiej brzmiało niż dubbing w drugiej części Alicji w Krainie Czarów. Angelina, to Angelina, ale Cielecka ze swoim głębokim głosem dawała radę w naśladowaniu jej, więc nie marudze. Jeżeli chodzi o fabułę, no to żadnych niespodzianek: walka dobra ze złem, Diabolina jednak ma serce 😉 no i jak na baśniową krainę przystało, było tam całe mnóstwo małych, czarodziejskich słodziaczków. Trochę przerażający byli krewni Diaboliny, ale kilku przystojniaków można było tam wypatrzyć, więc efekt wizualny się wyrównał.
A przy okazji pozdrawiam warszawską ekipę moich małych Szogunów i jeszcze raz dziękuję H. za prywatny koncert na skrzypcach ? ?