
Dzisiaj wyjątkowo rozpocznę, a nie jak zwykle skończę – anegdotą.
Jako antyfanka wszelkiego rodzaju filmów o Batmanach, Supermanach i im podobnych osobnikach latających w getrach czy kolorowych płaszczach, wybrałam się dawno temu z Ł-K do kina na Mrocznego Rycerza. Z czasów szkolnych pamiętałam jakąś część Batmana, w której był człowiek-pingwin (przeraża mnie do teraz), wiedziałam, że jest Kobieta Kot, ale prócz tego, jak się „narodziła” nie pamiętałam nic. No i wiedziałam, że Batman w którejś części albo w bajce czy serialu (jeżeli tak był) miał młodego pomocnika. No i z taką wiedzą wyruszyłam do kina na kasową produkcję jaką był Mroczny Rycerz. Głośno wtedy było o jakimś Jokerze granym przez lubianego przeze mnie aktora. Mówiono nawet o nim jako o pewniaku do Oscara. Jakoś się tak złożyło, że chyba nie widziałam ani jednego zwiastuna i w mojej głowie, tak mało zorientowanej, Joker był to ów pomocnik Batmana. W trakcie filmu przypomniałam sobie, że tamten, to jednak był Robin, ale wtedy było już za późno. Do tego czasu zdążyłam się ośmieszyć. Dobrze, że tylko w oczach Ł-K. A wyglądało to tak: pierwsze sceny filmu, pojawia się człowiek z tłustymi włosami, pomalowaną twarzą i niesamowitą…hmm, nawet nie wiem czym, bo to nie chodzi o mimikę, tu chodzi o wszystko. No więc pojawia się postać niesamowicie idealna w każdym calu pod kątem gry aktorskiej. Pamiętajcie, że w mojej głowie Joker, to był Robin. Zachwycona, nie wiem czy bardziej aktorem, czy tym psycholem z filmu, odwracam się do Ł-K i mówię do niego, z pełną wiarą we własne słowa: „To ten gościu powinien dostać Oscara, a nie jakiś tam Joker”. Głęboko wierzę, że mój kompan potraktował to jako dobry żart, a mnie jako świetną aktorką, że bez grama uśmiech i z przekonywującą powagą na twarzy wypowiedziałam tę bzdurę. I wiecie co? Przez długą część filmu żyłam w przeświadczeniu, że świat zachwyca się nie tym bohaterem/aktorem co trzeba i niecierpliwie czekałam na pojawienie się Jokera, by zweryfikować ten fenomen. A przy okazji, przy każdej scenie coraz bardziej kochałam tego pomalowanego psychola. Dużo scen minęło zanim doszło do mnie, że pomocnikiem Batmana jest ROBIN i że się tu nie pojawi. Poczułam wtedy lekkie zażenowanie w związku ze swoim inteligentnym komentarzem, ale liczyłam, że emocje związane z filmem przyćmią moją wpadkę.
To jednak pokazuje, że moja miłość do Jokera zagranego przez Ledgera jest ❤️ najszczersza, ❤️ najprawdziwsza i ❤️ wieczna, bo nie ukształtowana przez opinie eksperckie.
I nie, nie wierzę, że popełnił samobójstwo! Trzymam się jedynej słusznej wersji – źle dobrał ilość leków. A przygotowując się do tego wpisu wyszperałam ten o to film, który popiera moją teorię.
Sam film (Mroczny Rycerz) wynudził mnie niemiłosiernie i gdyby nie chęć zobaczenia Jokera w kolejnych scenach, to do snu ułożyła bym się zdecydowanie wcześniej niż w końcowych minutach. Był to drugi i ostatni Batman, jakiego oglądałam.
Z takim doświadczeniem, z takimi przeżyciami i wielka miłością do Ledgera jako Joker, dowiedziałam się, że wychodzi film poświęcony tylko Jokerowi. A w główną rolę miał się wcielić aktor, za którym osobiście nie przepadam. Wszyscy się ekscytowali filmem, a mi, tak ładnie mówiąc, było lekko obojętne.
No ale pewne filmy trzeba obejrzeć, więc wybrałam się do kina. Uwaga, nie będę się bawić w unikanie zdań, które mogą zdradzać treść fabuły, bo zakładam, że jeżeli ktoś jeszcze do tej pory nie obejrzał, to znaczy, że nie zrobi tego zbyt szybko lub nie zrobi tego wcale, więc poniższe treści i tak nie będą dla niego nosić znamion spojlera 😉
Może zacznę od tego, że dla mnie odbiór filmu byłby zupełnie inny, gdyby historia nie przedstawiała losów człowieka, który miał się stać wrogiem Batmana. Chociaż wiem, że to właśnie to przyciągnęło tłumy, bo niby kto o zdrowych zmysłach poszedłby na dramat o chorym psychicznie osobniku? Na koniec świetnego filmu, w którym Phoenix zrobił naprawdę świetną robotę, wstałam z niesmakiem… Tak bardzo mi brakowało mlaskania, oblizywania warg, przekręcania głowy. Po prostu dla mnie Joker jest tylko jeden! Jest nim świr stworzony przez Ledgera i nic na to nie poradzę. Joker zagrany przez Phoenixa nie był psycholem, a niesamowicie realnym człowiekiem chorym psychicznie. Tak, wiem, wiem, że on się dopiero miał stać takim psycholem, ale dla mnie liczyły się nie powiązania, a rewelacyjnie stworzona historia pewnego człowieka. I wszystko zepsuł występ, w którym kazał się nazwać Jokerem, bo dopiero wtedy zaczęłam porównywać go z Ledgerem. Uprzedzając Wasze pytanie – nie, imię Bruce i nazwisko Wayne nic mi nie mówiły 😉
W momencie, kiedy się jednak odetniemy od historii Batmana, od tego kim w przyszłości miał być Joker, to film jest naprawdę świetny. Idealnie pokazuje co się dzieje z ludzką psychiką, gdy społeczeństwo, ale i jednostki tłamszą, miażdżą i gnoją. Takie traktowanie nie może przejść bez echa. Z drugiej strony przepięknie pokazuje, jak dobro dane innym powraca. Scena z karłem ❤️ no po prostu cudo: „Spokojnie, nic ci nie zrobię. Ty jako jedyny byłeś dla mnie dobry”.
Słyszałam opinie głoszące, że film tworzy pewnego rodzaju niechęć do osób z problemami psychicznymi. Fakt, tak to można odebrać, że jak masz w swoim otoczeniu osobę z takimi problemami, to nie wiadomo czego się można po niej spodziewać. Ale z drugiej strony pokazuje, że pogarda, którą serwujesz innym, nawet jeżeli robisz to w imię dobrej zabawy milionów, zostanie ukarana. A dobro wynagrodzone. To takie proste. Z trzeciej strony – człowiek nie musi być psychicznie chorym, aby po latach gnojenia, upokarzania, życia jak zwierzę, coś w nim pękło. Tak naprawdę to my, swoim zachowanie kreujemy „słabe” jednostki, które nie potrafią się odnaleźć w społeczeństwie i walczyć o swoje, na takich Jokerów, dla których ludzie na ulicy są niczym. A na pewno niczym dobrym.
Dobra, koniec z tymi wzniosłymi tekstami. Czas na fakty. Dobrze, że na ten film nie pojechaliśmy z W. do innego miasta, bo by chyba doszło do rękoczynów w drodze powrotnej (z mojej strony oczywiście). Dosyć krótka podróż zakończyła się niemalże kłótnią. I to dwa razy. Dlaczego? To wszystko przez reżysera, który w myśl zasady – nieważne jak mówią, byle mówili – celowo zostawił pewne tematy niedomówione licząc, że osoby biorące co im się daje, będą bronić swojej teorii przed psycholami szukającymi wiadomości zaszyfrowanych między wierszami. Nie muszę chyba tłumaczyć kto stał po której stronie barykady?
Spór 1. Nieopacznie podzieliłam się z W. wątpliwościami, które zrodziły się w mej głowie odnośnie zakończenia znajomości z milutką sąsiadeczką. Początkowo tylko rozważałam taką opcję, że mógł z nią „skończyć”, ale im dłużej przekonywałam do tego W. tym bardziej się sama w tym upewniłam. Kontrargumenty W:
– nic mu nie zrobiła, a on zabijał tylko tych, którzy go skrzywdzili;
– uświadomił sobie, że cała historia ich znajomości działa się w jego głowie, czyli, że zdał sobie sprawę z tego, że jest świrem…
No to obalam to następująco:
– gdyby jej nie zabił uświadomiwszy sobie, że jest chory psychicznie, to nie wyszedłby tak naładowany energią, a raczej przygaszony i raczej nie robiłby tego, co zrobił później;
– czy na pewno nic mu nie zrobiła? Po tylu spotkaniach odbytych w jego głowie, ona -w momencie, gdy on jej naprawdę potrzebował, bo właśnie zawalił mu się cały świat – ona zachowuje się tak, jakby nic dla niej nie znaczył. Nie wiem czy to takie nic. A poza tym…ten wzrok, nie świadczył o miłości płynącej w jego sercu
– i dorzucam jeszcze swoje: *światła karetki pod ich oknami (dziecko zadzwoniło po pogotowie); *powracająca w jego głowie wizja jej strzelającej sobie palcami w głowę.
Jednak, gdy któraś z rzędu osoba (rozmawiając w pracy) mówi ci, że nie dostrzegła tego co ty i uważa, że nic dziewczynie nie zrobił, to zaczynasz wątpić w siebie i zastanawiać się, czy to ty jesteś tak pokręcony, czy inni są zbyt prości (w rozumowaniu). I wtedy na ratunek twojej wierze we własną „normalność” przychodzi ona! I z oczywistością w głosie mówi: „No zabił ją”. I świat staje się piękniejszy. Bynajmniej nie dlatego, że ktoś kogoś zaciukał, ale, że jest ktoś na tym świecie, kto myśli tak jak ty i pozwala wierzyć, że jeszcze nie jesteś świrem podobnym do Jokera. Dziękuję A. ??
Spór 2. Równie nieopacznie rzuciłam, że dla mnie 50/50 procent, że Artur jest synem Wayne’a. Oooo… i się zaczęło! Bo przecież pokazali, że matka miała schizofrenię i w archiwum były dokument adopcyjny, więc koniec tematu. No to ja się pytam: po pierwsze – kto powiedział, że schizofreniczka nie może być piękną kobietą mającą romans z przełożonym? Przełożony w zwykłych relacjach raczej nie podpisuje zdjęcia swojej pracownicy, że ma piękny uśmiech. Po drugie – dla człowieka z taką kasą i z taką pozycją społeczną, mającego plecy u najbardziej wpływowych ludzi – załatwienie lewego aktu adopcji, to drobiazg. Dlatego dla mnie to żaden dowód. Próbowałam pójść dalej, ale niestety historia genetyki nie pomogła mi w tym, bo akcja rozgrywa się na początku lat ’80, a genetyczne ustalenie ojcostwa weszło w życie dopiero pod koniec lat ’80. Przynajmniej wg tych źródeł, do których dotarłam. Wiem, że ten film to fikcja, ale osadzona w bardzo realnych czasach, więc chciałam wyciągnąć równie realny argument – nie wyszło. Ale uważam, że dwa poprzednie pozwalają na zasianie wątpliwości w Waszych sercach odnośnie tej kwestii.
Wiem, że zdradziłam kilka szczegółów, ale to są tak naprawdę drobiazgi. Dlatego, jeżeli ktoś się zastanawia czy obejrzeć, odpowiadam – obejrzeć. Naprawdę mocny i niesamowity film. Phoenix stworzył świetną kreację człowieka z problemami neurologicznymi, a później niezłego świra. Co prawda Jokerem Ledgera nie jest, ale gdy się nie porównuje tych dwóch postaci, to naprawdę miazga.
P.S. Jak już wspomniałam wcześniej, u najnowszego Jokera brakowało mi mlaśnięć i obłędu w oku, więc po powrocie do domu, Netflix poszedł w ruch i wróciłam, pierwszy raz od pamiętnej projekcji w kinie, do oscarowego wydania Jokera w Mrocznym Rycerzu. No cóż…sam film uśpił mnie momentalnie, ale chwile spędzone z Ledgerem rozbudzały mnie i napełniały moje śmiejące się oczy blaskiem. A może obłąkanym błyskiem?
Bez względu na to, jakim czubem był”mój” Joker, tak jego dewiza jest przednia!
Why so serious?
No więc nie sprzeciwiajmy się Królowi i bądźmy bardziej uśmiechnięci!
Joker kochał trzy kobiety: matkę, którą zabił, sąsiadkę, przez którą zwariował i Harley Quinn, która zwariowała przez niego. Morał z tego – przed zakochaniem należy się skonsultować z lekarzem bądź farmaceutą, gdyż może być szkodliwe dla życia lub zdrowia 😉
Hahaha 🙂
Tak na to nie patrzyłam. Ciekawy punkt widzenia.
Drogie dzieci – nie zakochujcie się 😉