Oczekiwania vs. rzeczywistość

Miał to być spokojny wypad do SPA. No może nie przesadzałabym z tym „SPA”, ale miałyśmy z A. plan przez dwa dni zająć się tylko sobą (zboczuchuy! żeby była jasność – nie sobą nawzajem, tylko każda sobą). Jak zawsze – plan był prosty. Trzeba było tylko kupić A. kostium kąpielowy, bo nocleg i masaże były już umówione. Gdy udało się upolować ten najpiękniejszy, pozostało tylko czekać. Niby tylko dwa dni, ale cieszyłyśmy się tym wyjazdem jak dzieci. Zwłaszcza, że pogoda zapowiadała się idealnie. Takie dwa dni ciszy, spokoju i relaksu.

Jedyną wątpliwość w nasze serca pałające tęsknotą za tym co jeszcze się nie wydarzyło, zasiało zdanie z oferty, że w całej strefie saun obowiązuje jedynie ręcznik i szlafrok. No ale przecież to jest normalne, że tak się korzysta z saun.

Gdy pełne entuzjazmu zajechałyśmy na miejsce, miałyśmy jeszcze półgodzinny zapas do pierwszych masaży. No i się zaczęło!

Pani z recepcji poinformowała nas, że cała strefa SPA jest beztekstylna, co oznacza ni mniej, ni więcej to, że znalazłyśmy się wśród.. nudystów.

Przerażenie nasze było tym większe, że prócz nas i pani recepcjonistki nie widziałyśmy żadnych kobiet. Przez hol przewijali się sami panowie. Panowie w ubraniu, panowie w szlafrokach, panowie w ręcznikach przerzuconych przez biodra. Gdy tylko weszłyśmy do holu, jeden z panów (akurat w ubraniu) zmierzył nas wygłodzonym wzrokiem, jakby już nas widział w jednej z saun – nie zachęcało to i nie dodało otuchy.

Zapewne tak wyglądałyśmy
w jego głowie 😉



Ciągle jednak wierzyłyśmy, że nie będzie tak źle. Postanowiłyśmy trochę ochłonąć i obejść obiekt dookoła. No i muszę powiedzieć, że to nas nie uspokoiło. Wręcz przeciwnie. Gdy doszłyśmy do płotu ogradzającego ogród udało nam się między sztachetami wypatrzeć co tam się dzieje. Miłe miejsce: trawa, leżaki i goła męska dupa. Stałyśmy jak wryte. Patrzyłyśmy się na siebie i nie wiem czy bardziej nas ta sytuacja przeraziła czy rozbawiła. Ze strachem w oczach śmiałyśmy się jak oszalałe – no przecież chociaż raz nie może być normalnie. Chociaż raz!

No nic, nadeszła pora masażu i chcąc, nie chcąc musiałyśmy się przenieść do wnętrza. Owinięte w ręczniki i szlafroki naciskając klamkę w drzwiach, nad którymi wisiał napis STREFA SPA, przeniosłyśmy się w inną rzeczywistość. Cichy i wyludniony hol hotelowy w jednej sekundzie zamienił się w gwarną przestrzeń pełną ludzi owiniętych ręcznikami, tudzież zupełnie nagich. Stałyśmy na czymś w rodzaju wewnętrznych balkonach i patrząc na to wszystko z góry poczułyśmy ulgę na myśl, że masaże są w górnej części i przynajmniej jeszcze przez chwilę nie musimy wchodzić w ten nieznany dla nas świat.

Zanim weszłyśmy do gabinetu masażu wyszłyśmy na chwilę na balkon, z którego rozciągał się widok na ogród, który jeszcze chwilę wcześniej obserwowałyśmy przez dziurę w sztachetach. Nie wyglądało to strasznie, a wręcz w nasze głowy spłynął pewnego rodzaju optymizm. Ogromna zielona przestrzeń – trawa, kwiaty, drzewa. Do tego całe mnóstwo przeróżnych leżaków, huśtawek, namiotów. A to wszystko spowite gorącymi promieniami słońca. Widok ten napawał nadzieją.

Pierwsze spotkanie z nagością 😉

Zrelaksowane masażami wzięłyśmy głęboki oddech i zeszłyśmy na dół zrobić mały rekonesans. Gdy już miałyśmy wychodzić do ogrodu usłyszałyśmy donośne nawoływanie „Ceremonia!” i w jednej chwili niemalże wszyscy obecni na sali ustawili się w kolejce pod drzwiami jednej z (bodajże) 7 saun. Zwinnie ominęłyśmy tłum i wymknęłyśmy się na dwór. Okazało się, że prócz jednej dziewczyny owiniętej w szlafrok i siedzącej w kącie (ona ewidentnie nie zaadoptowała się do panujących tam warunków – wniosek po dwudniowej obserwacji) nie było żywego ducha. Widocznie ceremonia i ulewny deszcz, który spadł, gdy byłyśmy na masażu, przegonił wszystkich z ogrodu. Dostrzegłyśmy w tym naszą szansę! Niemalże biegiem rzuciłyśmy się w stronę jacuzzi. Woda była przyjemnie ciepła, ani zbyt gorąca – jak to dla mnie zwykle bywa, ani za zimna. Niestety nie wiedziałyśmy ile potrwa ceremonia, więc nie wiedziałyśmy ile mamy czasu dla siebie. Chciałam jeszcze sprawdzić jak tam woda w basenie, który już na wstępie okazał się strasznym rozczarowaniem w kontekście tego co można było zobaczyć na stronie internetowej – dobry aparat może zdziałać cuda… Woda była przerażająco zimna. Był to albo efekt nagłego ochłodzenia po deszczu albo różnica po moczeniu w jacuzzi. Nie chciałam już siedzieć w bąbelkach, więc zostawiłam A. samą i poszłam na chwilę do pokoju. Gdy wróciłam, A. miała już towarzystwo! Był to pan, w stroju Adama, o objętości ciała 15x większej od A. Ach ta radość w jej oczach, gdy mnie zobaczyła 🙂

Gdy chwilę później leżałyśmy na leżakach, nieopodal płotu, który już znałyśmy, tylko że od drugiej strony, obserwowałyśmy to wszystko na spokojnie. Przez chwilę miałam wrażenie, że znalazłam się wewnątrz jakiejś sekty. Spacerujący dookoła ogrodu, pod pachę ludzie w szlafrokach. Wiszące łóżko z zasłonkami, namioty wiklinowe z zasłonkami sprawiały wrażenie, jakby tylko czekały na namiętne uniesienia. Ale podczas delikatnego deszczu, nie zważając na potencjalne przeznaczenie owych namiotów, schowałyśmy się z książkami w jednym z nich.

Znużona nadmiarem emocji, A. odpłynęła w krótkiej drzemce. Gdy przebudziła się, ale jeszcze nie do końca chyba kontaktowała gdzie jest i co robi, wciągnęłam ją w small talk. Wpatrzona w spacerujących nieopodal golasów powiedziałam:
– Już się nie dziwię, że zabraniają przyprowadzać tu psy.
– Dlaczego?
– Bo na kiełbaski by polowały – skwitowałam dumna z żartu, który wymyśliłam.
– Ktoś rozpala grilla? – zapytała zdziwiona A.
W odpowiedzi otrzymała atak śmiechu. Chwilę jej zajęło zanim połączyła wszystkie fakty, ale gdy to nastąpiło, przyłączyła się do salwy śmiechu. Owy, krótki dialog, stał się hymnem naszego wyjazdu.

Na drzwiach, które dzieliły hotel od owej Sodomy i Gomory 😉 wisiała taka tabliczka, która wyraźnie zabraniała wnoszenia telefonów i aparatów fotograficznych. Niby zrozumiałe – z troski o komfort maszerujących tam beztrosko golasów. Ale… jakąś pamiątkę z wyjazdu mieć trzeba, więc telefon wylądował w kieszeni szlafroka (jakbym miała na sobie tylko strój, to bym nie miała gdzie go włożyć, no więc sami rozumiecie – okazja czyni złodzieja 😉 ).

Tak wyglądał ów wiklinowy namiot. Gdy robiłam to zdjęcie z ukrycia, w kadrze pojawił mi się pan. 60+. Zupełnie nagi. Paląc papierosa zrobił sobie ścieżkę zdrowia między leżakami. Nie odważyłam się nacisnąć przycisku robiącego zdjęcie. Pomijając fakt, że było to nielegalne – nie dałam rady 😉




Huśtawka z tajną misją!

Gdy na powrót wyszło słońce i zaczęło mocno przygrzewać, postanowiłyśmy zmienić lokalizację. Nie wiem czy przez przypadek, czy bardzo celowo najfajniejsza miejscówa, czyli dwuosobowy leżak na huśtawce, został umiejscowiony idealnie naprzeciw basenu i pryszniców. Początkowo nie wiedziałyśmy z czym to się wiąże, ale dość szybko się to wyjaśniło, bo gdy tylko zakończył się seans w saunie, beztekstylni tłumnie wyskoczyli z budynku korzystając z pryszniców i wskakiwali do basenu.

Początkowo byłyśmy trochę speszone i nie wiedziałyśmy jak się w tym wszystkim odnaleźć i zachować, ale po chwili doszłyśmy do wniosku, że skoro celowo wprowadzają nieświadomych ludzi w błąd (nie my jedne dałyśmy się nabrać), to niech się liczą, z tym, że nie każdy da się ponieść emocjom i raczej wyznawać będzie zasadę podobną do naszej: nie pokażemy, a pooglądamy. No i muszę przyznać, że tylu nagich fiutków, to nawet w filmach nie widziałyśmy. Z przykrością niestety musimy stwierdzić, że średnia wieku 50+ i zdecydowana nadwaga nie umilały nam widowiska. Chociaż było dwóch, czy może trzech panów, na których miło było zawiesić oko 😉 Panie się też tam przewijały, ale mniej ostentacyjnie i w zdecydowanie mniejszej liczbie.

Nagie wyznanie!

Uwaga! będzie wyznanie 😉 Na koniec dnia, gdy wszyscy zgromadzili się na ostatniej tego dnia ceremonii – wylądowałam w basenie 😀 Mogę więc powiedzieć, że nudystyczną kąpiel i to w publicznym basenie mam już odhaczoną. Z wrażenia i z pośpiechu zapomniałam zdjąć okulary. Dobrze, że w czasie nurkowania mi się nie zsunęły, bo szukając je na pewno przywitałabym tam poprawnie saunujących.

W innych miejscach nie zwracamy na to uwagi, więc nie wiem jak wyglądają mieszadełka w drinkach, ale tu, przez cały kontekst, zwróciłyśmy na to uwagę.

W pokoju znalazłam broszurkę, w której ładnie były opisane zasady funkcjonowania w hotelu. Szkoda tylko, że na stronie takie informacje są skrzętnie ukrywane i maskowane.

Dostałam nawet od W. zdjęcie z opinią pewnej pani, która była mocno zniesmaczona tym, co ją tam zastało. Z tą różnicą, że ona wiedziała na co się pisze, więc pojechała tam we wtorek, ale widok nagich mężczyzn przy barze przekroczył jej poziom tolerancji. Jakaś nudziara z niej 😉 ale zgadzam się z nią w stu procentach – to nie jest hotel dla osób lubiących saunę, a po prostu dla nudystów i szkoda, że to nigdzie w ofercie nie jest uwzględnione. Ale gdyby było, ominęłaby nas super zabawa 😉 Gorzej by było, gdybyśmy chciały zrobić prezent na przykład rodzicom. Nie wiem czy równie swobodnie podeszliby do tematu krzycząc „ahoj przygodo!”. A może się mylę?

Na drugi dzień strefa saun była otwarta dopiero od 18, a co za tym idzie i tekstylny zakaz obowiązywał dopiero od wieczora. Dlatego, ku naszej uciesze, z samego rana mogłyśmy się wybrać do ogrodu i pokazać światu nasze piękne stroje kąpielowe. Jakież było nasze zdziwienie, gdy przez dwie czy trzy godziny, prócz ekipy czyszczącej nie było tam nikogo prócz nas. Oczywiście nad tym nie ubolewałyśmy, a wręcz przeciwnie – w porównaniu do niedzielnego harmidru cisza była ukojeniem, którego oczekiwałyśmy od tego wyjazdu. Początkowo chciałyśmy tam pojechać na weekend, ale ostatecznie wyszło inaczej. W poniedziałek byłyśmy wdzięczne za to, że sprawy się tak potoczyły i nie trafiłyśmy tam na cały weekend, bo widząc co tam się działo w niedzielę, mogłyśmy sobie wyobrazić co było w sobotę. Pomijając panów z kawalerskiego, głośnej grupki napitych znajomych w średnim wieku, którzy mieli za nic, że nie są tam sami, to jeszcze strefa SPA była otwarta od 11 rano.

Przed samym wjazdem wskoczyłam jeszcze do basenu i udało mi się kilka minut popływać, gdy w ogrodzie pojawił się „kolega” A. z jacuzzi. Najpierw krążył owinięty ręcznikiem, ale gdy go zdjął by wejść pod prysznic, a następnie zapewne do basenu, a raczej baseniku (biorąc pod uwagę gabaryty i jego i basenu), z gracją wyszłam z basenu, zagadałam do pana konserwatora, z którym wcześniej rozmawiałam i zapewne nie wyglądałam jakbym uciekała przed nagim towarzystwem 😉

Tak mniej więcej zakończyła się nasza przygoda ze SPA dla poprawnie saunujących. Pewnie powinnam teraz zarzec się, że od teraz już zawsze będę z uwagą czytać oferty, będę bardziej wnikliwie analizować podejrzane teksty i przede wszystkim będę czytać komentarza. Ale kogo chciałabym tym oszukać siebie czy Was? Gdybym zaczęła być tak zorganizowana i porządna, to o czym byście tu czytali?

Anegdotka:
Gdy zasiadłyśmy do obiady zaczęło kropić, więc weszłyśmy do środka. Jadłyśmy właśnie zupę, gdy przemaszerował przy naszym stoliku pan w stroju Adama. W sumie nawet nie musiał wykonywań tańca hula, żebym miała wizję, jak łoniaki wpadają nam do talerzy – smacznego 😉