Tak, jak zapowiadałam ostatnio – dzisiejszy wpis będzie o mojej pierwszej historii, która oficjalnie rozpoczęła ciąg moich dziwnych przygód.
Nawiązując jeszcze do poprzedniego wpisu – dlaczego z takim spokojem zgadzałam się na zagłuszanie dziecięcych snów, gdy babcia oglądała o świcie Wszystko o działce? Bo wiedziałam, że bardziej lub mniej wykorzystywane przez babcię notatki sprawiały, że od maleńkości miałam możliwość na obcowanie z zielenią, miałam zdrowe pomidory, jabłka czy maliny. Pamiętam, że w mojej głowie to było oczywiste, że się ma swoje warzywa i owoce i że ma się działkę, gdzie można zorganizować sobie wyprawę z noclegiem, najpierw jako dzieciak z dziadziem, a później jako nastolatek z przyjaciółmi.
Pamiętam jak wdrapywaliśmy się z bratem na niewykończony jeszcze dach, świeżo postawionego domku, by liczyć wagony przejeżdżającego w oddali pociągu towarowego.
Na tej działce było coś jeszcze! Po drodze na naszą część musieliśmy minąć część wujka. A tam była huśtawka! Obowiązkiem było z niej skorzystać, bo przecież się nie godzi, aby przejść obok bez dania jej frajdy.
Z tą huśtawką wiąże się pewna, straszna historia, która, u każdego normalnego osobnika, by sprawiła, że już nigdy więcej by się nie odważył skorzystać z takiej formy rekreacji.
Było to niedługo po moich ósmych urodzinach. Szłam z bratem, dziadziem i dwójką znajomych na działkę. Postanowiliśmy z bratem, że będziemy się huśtać razem. Na stojąco. Twarzami do siebie. Normalni to my nie byliśmy. Ale metoda była już przez nas przetestowana. Tym razem jednak huśtawka była świeżo po malowaniu i czyszczeniu i chyba przez to, albo po prostu przez rutynę, nie utrzymałam się i nie stawiłam właściwego oporu siłom ciążenia. Poleciałam do tyłu jak długa. Chyba na swoje szczęście uderzenie w głowę było tak silne, że straciłam przytomność, bo gdybym się podniosła zanim M. wyhamował huśtawkę, to chyba bym dzisiaj do Was nie pisała.
To, co pamiętam, to moment podskoczenia na huśtawce, a później już szpitalny korytarz z perspektywy jadącego łóżka.
Nie zdawałam sobie sprawy z tego, co działo się w międzyczasie. Do szpitala,mnie i dziadzia zawiózł wujek. A ja, podobno zupełnie świadomie, leżąc u dziadzia na kolanach, rozmawiałam z nim. Tylko, że go nie widziałam. Tak, jakby uderzenie uszkodziło jakieś nerwy odpowiedzialne za widzenie.
Do tej pory cały czas skupiałam się na emocjach towarzyszące dziadziowi, który trzymał mnie przez 15 min na kolanach uświadamiając sobie, że jego kochana wnusia straciła wzrok.
Ale teraz, pisząc to, zdałam siebie sprawę z tego, że to, co przeżywał brat, inni świadkowie, rodzice, którzy nagle się dowiedzieli, że jestem w szpitalu, musiało być równie silnym doświadczeniem.
Więc gdyby ktoś doszukiwał się wyjaśnień naukowych na moje zachowanie, to można wykorzystać ten moment z mojego życia 😉 Chociaż…na huśtawkę weszłam przed upadkiem, więc chyba nigdy nie byłam tak całkiem normalna.
Anegdotka
Tuż przed wyjściem na działkę, tego feralnego popołudnia zostałam zaszantażowana – co zdarzało się dość często w czasie mojej młodości. „Nie zjesz, to nigdzie nie pójdziesz!” Brzmiały ostro wypowiedziane przez mamę słowa. No więc zjadłam. Zjadłam obrzydliwą, gotowaną na wodzie parówkę! Jednym z objawów wstrząśnienia mózgu, który u mnie stwierdzono, są wymioty. Po powrocie do domu, po tygodniowej rekonwalescencji, sam zapach wody po gotowanych parówkach wywoływał u mnie wymioty. Teraz parówki się niby trochę zmieniły. Niby minęło sporo czasu. Ale od tamtej pory zjadłam parówkę tylko raz. W nowojorskim hot-dogu (ale i tak wzięłam pikantną wersję, by nie czuć smaku).
P.S. Niezbyt długo trwała moja kwarantanna huśtawkowa. Do tej pory nie odpuszczam żadnej napotkanej huśtawce 😀 i też nie jestem wzorem do naśladowania w kwestii ich użytkowania (najlepsze efekty są, gdy się huśtając włoży głowę między nogi!). Dlatego nie wiem, czy można zastosować tu stare polskie przysłowie, że Polak uczy się na błędach. No dobra, mogę przyznać, że mam do huśtawek większy respekt i wiem czym może grozić zbytnia swawola. Żeby nie było – wiem to 😉
To wiele wyjaśnia
Droga Parówko – wiem 😉