Skoro wyrażam czasem swoje opinie na temat filmów, które mnie w jakiś sposób urzekły, to dlaczego miałabym nie spróbować opisać emocji, które wzbudziły we mnie filmy, jakby to ładnie ująć – mniej do mnie przemawiające? Albo może… bardziej odstające od,  jakkolwiek rozumianej, normalności?

I tak może dla rozgrzewki zacznę od pewnego polskiego filmu. Nie należę do osób, które wyznają zasadę „nie lubię i nie oglądam polskich filmów”, a wręcz przeciwnie, uważam, że jest wiele fajnych polskich filmów, tylko może z tej pół mniej komercyjnej i nie z kategorii: głupawe komedie. Parę ładnych lat temu zostałam zmuszona do pójścia na film „To nie tak jak myślisz kotku”. I chociaż czułam, że to nie może być dobre, to mój „oprawca”, nie wiedzieć czemu, uwziął się, żeby go zobaczyć.  Trauma na całe życie i to jeszcze za to zapłaciłam… Szanowny Oprawco! Jeżeli to czytasz, a wiem, że czytasz – wiedz, że nigdy Ci tego nie zapomniałam!

No to skoro podróż sentymentalną mam już zaliczoną, to przejdźmy do głównej części. Moja niezawodna w wyszukiwaniu filmowych „perełek” A. działa dość prężnie, więc dzięki niej mam materiały do analiz.

Jakiś rok temu wybrałyśmy się na  „Podwójnego kochanka”. Francuski film o mrocznym bracie bliźniaku (mimo, że nie mój typ urody, to całkiem przykuwający uwagę ;)). Nie jestem fanką francuskiego kina, ale ten akurat miał w sobie coś, co nie pozwala o nim zapomnieć długo po obejrzeniu.  Pamiętam, że wyszłam z kina pełna emocji i mieszanych myśli. Ale ostatecznie polecałam film koleżankom. Może nie do końca jako opcja na randkę, ale coś w tym filmie mnie urzekło. Nie do końca wiem jak panowie mogą na niego reagować.

Podsumowując: film zeschizowany, ale z jakąś fabułą, momentami mocno zaskakujący, z domieszką perwersji. Zdecydowanie najbardziej godny uwagi spośród tych, które się tu znajdują.

Czasem trafiamy z A. do jednego z barów, gdzie odbywają się projekcje różnych filmów. Ostatnio skusiłyśmy się na polski film, na który nie zdążyłyśmy pójść do kina. I muszę powiedzieć, że całe szczęście, bo gdybym za to zapłaciła, to mogłabym czuć pewien dyskomfort psychiczny. Ale darmowa projekcja wybroniła „Serce miłości”. To, co w pierwszej kolejności wprowadzało mnie w stan ciągłego napięcia, to muzyka. Może miłośnicy mocnych uderzeń muzyki elektronicznej odnajdują się w tym. Ale nawet A. która nie unika z reguły tego rodzaju muzyki miała podobne wrażenia do moich. To co przemawiało na korzyść filmu, to tematyka zgrana idealnie z odpowiednim czasem. Jest to film o próbach wspólnego życia dwójki artystów sztuk współczesnych – muzyki i obrazów, zdjęć. Pamiętacie może jak w jednym z nowojorskich epizodów wyrażałam swoje opinie na temat Modern Art? No właśnie, przyglądałam się fabule filmu z ciekawością, bo byłam na takim etapie, że mega chciałam zrozumieć, kto tworzy sztukę nowoczesną i co siedzi w głowach twórców.

Podsumowując: film nie sprawił, że spojrzałam inaczej na Modern Art, a raczej upewnił mnie w dotychczasowych wnioskach. Za to do dziś jest ze mną fragment piosenki głównego bohatera. Tylko nie wiem czy jesteście na to gotowi! Uwaga: Dział, dział, dział. Lamp, lamp, lamp. Dział, dział, dział. Lamp, lamp, lamp… 😉

No i na koniec perełka! Jeszcze żywo we mnie brzmi przerażająca muzyka, która ciągle we mnie narasta wraz ze wspomnieniem Sodomy i Gomory z „Climax”. Szczerze mówiąc, jeszcze nie mogę się odnaleźć i otrząsnąć z tego co tam się działo. Wstępny opis A. tego, o czym jest film nie zniechęcił mnie. Zwiastunów nie oglądałam, ale i tak one nic nie pokazują z tego co tam się działo, więc nic by to nie zmieniło. Bardziej by mnie zniechęcił fakt, że to francuski film, ale o tym się dowiedziałam w momencie pierwszych kadrów. Przyznam, miałam złe przeczucia, ale tego, co tam się działo, to się nie spodziewałam. Nie wiem czy jestem w stanie wrócić do tego tak bardzo, żeby to Wam jakość zrecenzować. Może zrobię inaczej – zapraszam do podsumowania.

Podsumowując: pozostawiam Wam wybór – albo instynktownie ufacie moim odczuciom i nawet nie zajrzycie na Filmweba, aby go „obczaić” albo…rozbudziłam Waszą zepsutą do szpiku kości ciekawość i zaraz sprawdzicie, w których kinach jeszcze jest grany 😉 Ja wiem jedno, na pewno do tego filmu odeślę każdego, kto mi za wzór raz jeszcze postawi Francję 😉

Wniosek formalny do A. – Kochana, czekam na więcej 😉 może powstanie część druga albo któreś z Twoich odkryć porwie moje serce tak, że poświęcę temu osobny wpis? We will see 😉

I może już nigdy nie mów mi tytułu ani kraju produkcji, bo jeszcze mnie skusi sprawdzić i stracę szansę na odkrycie w sobie nieznanych dotychczas emacji 😉