Może niektórzy ze stałych bywalców tego bloga spostrzegli, że posty dodaje i odpowiada na komentarze admin zwany „sorszaj”.
O co tutaj chodzi? Kto to jest? I czy była taka postać wśród kompanów Shreka? A no nie było 🙂 A że ja jestem tym adminem, to chyba żadna nowina. Tylko dlaczego? No właśnie, jestem ciekawa czy ktoś rozszyfrował tę nazwę.
Dawno, dawno temu, może nie za górami i nie za lasami, ale w czasach gdy nie było Internetu (tak drogie dzieci – świat pamięta takie dzieje). W czasach gdy nie było płyt CD i Netflixów na wyciągnięcie ręki. W czasach gdy magnetowidy z kaset VHS odtwarzały bajki, żyła sobie, razem z przyjaciółmi siedmio, może ośmioletnia księżniczka ( żeby się dobrze rozumieć – w tym wieku każda dziewczynka jest księżniczką ;)). Wakacyjną tradycją było wspólne oglądanie pewnego filmu. Czasem nawet po kilka razy w czasie jednych wakacji – istne szaleństwo.
Po 10-tym razie wszyscy doskonale już wiedzieli jak toczą się losy Elory Dany, małego ciałem lecz wielkiego duchem Willow, okrutnej Bavmordy, walecznego, choć odrobinę beztroskiego Madmartigena czy wreszcie pięknej i bezwzględnej Sorshy.
Z czasem miłość do samego filmu spowszedniała, ale płonne uczucie do Madmartigena nie (przynajmniej do czasu), a uwielbienie Sorshy miało trwać po wsze czasy! Zawsze marzyłam o tym, by nazwać kiedyś swojego psa Sorsza. Ale stwierdziłam, że zanim doczekam się nowego psa, płci żeńskiej, któremu będę mogła nadać imię, to dawno zapomnę o Sorszy. Nie chciałam jednak zrezygnować z tego imienia, a że był to akurat czas gdy zakładałam swojego pierwszego maila (łoł! Prehistoria), to wykorzystałam to. To znaczy prawie, bo okazało się, że ktoś przede mną wpadł na taki pomysł. Strasznie mnie to zasmuciło 🙁 W jednej chwili cała tona moich bujnych wyobrażeń padła – ale jak to, nie będę Sorszą?!
Ale od czego ma się głowę na karku? Skoro ma być Sorsza, a w filmie była ona grana przez niejaką Joanne Whalley i tak się szczęśliwie zdarzyło, że ja też jestem Joanna, no to nie mogło być inaczej – Sorsza to moje przeznaczenie, a SorszaJ – to coś więcej niż pierwotny zamysł! To połączenie walecznej Sorshy z potęgą Joanny!
Sami przyznajcie: S O R S Z A J – ma moc, nie?
No i tak przez lata przywarła do mnie ta nazwa. Sorszaj stała się nieodzowną częścią mojej wirtualnej egzystencji 😉 O ile Sorsha przewijała się przez lata, tak sam film jakby stał się mglistym wspomnieniem przeszłości. Rok, może dwa lata temu zdecydowałam się na SPA dla moich uczuć do filmu. Tym bardziej, że doczytałam, że „Willow” był to jeden z pierwszych filmów Rona Howarda („Piękny umysł” „Kokon” „Wyścig” „Grinch….”).
Hahahahaha, no nie mogę! Perspektywa czasu i wieku jednak robi robotę… Efekty specjalne – jak na końcówkę lat 80tych przystało. Madmartigen – no cóż, jak się jest kilkuletnią księżniczką, to ma się dość specyficzny gust 😉 Trole, smok…no cóż fajna bajka 😀 tylko Sorsha niezmiennie piękna, waleczna i zachwycająca…
Przygotowując się do tego wpisu wyczytałam…że ma powstać kontynuacja przygód Willow i reszty paczki – ha! dobre – po 30 latach. Chyba tylko Elora Danan byłaby w stanie pociagnąć temat. Ale jak powstanie…to z chęcią obejrzę 😀
Madmartigen i Willow po latach – jacyś tacy bardziej ucywilizowani 😉
Co Ty oglądałaś, bo ja Rambo 😉
Rambo swoją drogą. A Willow, to Frodo mojego dzieciństwa 😉
No i oczywiście polecam dla samego zachwytu nad efektami specjalnymi 😀 Synowi skrzaty się spodobają 😉