Zdobyć bilety
Nie chcieliśmy kupować biletu na spektakl w Polsce przez internet. W. zainstalował sobie aplikacje z rozkladem, informacjami o zniżkach czy miejscach sprzedaży. Przez cały tydzień chodziliśmy po Nowym Jorku i oglądaliśmy jeżdżące na autobusach i świecące z neonów reklamy spektakli. Tu Frozen, tam Mama Mia i Chicago. Co wybrać?! No i co odpowiadałoby budżetowi, który na to przeznaczyliśmy? Już byłam gotowa siedzieć bardzo daleko albo po prostu pójść na cokolwiek, żeby było tanie. A tu nagle w aplikacji błysnęła nam zniżka na Upiora w operze – 40%. Zadowoleni zgłosiliśmy się do punktu kupna biletów i odeszliśmy z kwitkiem, bo zniżka była chyba na lożę VIP… Ale nie poddaliśmy się i poszliśmy do samego teatru. No i się opłaciło. Akurat miejsca na balkonie w bocznej części widowni (podobno gorsze) mieściły się w naszym budżecie.
Niby nic takiego. Ale jak kasjer wydawał nam bilety, a ja uświadomiłam sobie, że to Broadway, że to najdłużej grana tam sztuka… że to Upiór w operze – ciary na całym ciele!
Pierwsze wrażenia
Gdy przyszliśmy na 30 min przed rozpoczęciem musieliśmy postać chwilę w długiej kolejce turystów żądnych doznań kulturalnych. Skąd wiem, że turystów? Nowojorczycy raczej by nie wybrali spektaklu o godzinie 14 w dzień powszedni. I zakładam, i chcę wierzyć, że nie przyszliby do teatru ubrani jak turyści.
W środku obsługa w ekspresowym tempie rozładowała tłok. Na każdym rozdrożu stał ktoś kto kierował w odpowiednią stronę.
Gdy dotarliśmy na miejsce okazało się, że scena jest na wyciągnięcie ręki, a tylko mały jej kawałeczek jest dla nas niewidoczny.
Co więcej, okazało się, że mamy podgląd na orkiestrę.
Kto oglądał kiedykolwiek tę sztukę, to wie, że zaczyna się spokojnie i monotonnie, dopóki licytacji nie zostaje poddany ogromny kryształowy żyrandol. Od niego zaczyna się powrót do właściwej historii sprzed lat. I tu był pierwszy moment wywołujący ciarki i „zapalający” świeczki w oczach. Gdy ogromny żyrandol był podnoszony nad widownię, orkiestra huknęła dobrze znaną wielbicielom Upiora, myśl przewodnią sztuki.
/udało mi się nagrać kawałek, gdy po spektaklu orkiestra żegnała się z publicznością, ale przynajmniej na telefonie nie mogę tego dodać 🙁 /
Spektakl zachwycał efektami specjalnymi: wyłaniające sie z podłogi świeczniki, prawdziwy ogień. Niesamowita scenografia. To wszystko ułatwiał fakt, że jest tam odgrywany tylko i wyłącznie ten jeden spektakl. Widać się opłaca, bo efekt naprawdę niesamowity.
/zdjęcia ukradzione z internetu, bo w czasie spektaklu nie można było robić zdjęć i nagrywać/
Dwa występy w cenie jednego
Gdy już się oswoiłam z myślą gdzie jestem i z panującą tam atmosferą, przypomniałam sobie o orkiestrze. Coraz częściej zaczęłam zerkać na bodajże sekstet skrzypiec, ze dwie wiolonczele, flety i dyrygenta. Nie byłoby w tym nic niezwykłego gdyby nie to, że uwielbiam ścieżkę dźwiękową z Upiora i teraz mogłam widzieć na żywo występ orkiestry.
Ale było coś jeszcze! Jeden ze skrzypków, który akurat siedział twarzą do mnie, okazał się niezłym śmieszkiem. Postawił sobie chyba za punkt honoru rozśmieszenie Maestro. Gdy tylko skrzypce nie były zaangażowane w utwór, to stroił śmieszne minki w jego stronę. Raz nawet posuną się do przyłożenia sobie kciuka do nosa by resztą palców zrobić w stronę swojego szefa „tere-fere”.
Końcowych scen spektaklu nie widziałam, bo na dole aktorki miały poważną konkurencję. Gdy bowiem zaczynały się kobiece kwestie śpiewane dosyć wysoko, nawet gra na skrzypcach nie przeszkodziła mu by z ogromnym zaangażowaniem udawać, że to on śpiewa. No po prostu Mistrz!
Przed spektaklem zastanawialiśmy się jak im się nie nudzi grać dzień w dzień to samo. Teraz już wiem 😉
„Oczy mają, a nie widzą, uszy mają, a nie słyszą”, dotknęło „ich” szczęście bo mają normalnie, a nie doceniają… jednak są tacy, co widzą więcej niż inni, bo patrzą oczami duszy… chyba to masz 🙂
„Miej serce i patrzaj w serce” powtarzając za Klasykiem 😉
dziękuję 😀