Tak jak wspominałam na początku, czasem sięgnę po jakieś starocie. No i nadszedł oto czas aby zaprezentować Wam opowieść zarchiwizowaną jakieś 1.5 roku temu 😀

Jak już moi wierni czytelnicy zdążyli się przekonać – mam psa 😀 Nie byle jakiego, tylko rudą prawie-goldenkę, którą mam dzięki Fundacji Wartej Goldena. Jest to starsza pani z ADHD (coś musiałyśmy mieć wspólnego ;)). Jakieś trzy miesiące po tym jak do mnie przyszła, wybrałyśmy się w daleką podróż w poprzek Polski. To co się wydarzyło w jedną stronę nie jest tematem tego wpisu – może kiedyś, bo to też baaardzo ciekawa historia. Teraz natomiast ważne jest tylko to, że nie mogłyśmy wracać naszym samochodem.

Tak oto opisywałam to co się nam wydarzyło na forum fundacyjnym (gdzie Sonka ma swój profil):

Nie wiem, która z nas przyciąga nieszczęścia czy ja czy ona….a może nasz duet. Dzisiaj znowu miałyśmy przygodę, której nigdy więcej nie chciałabym przeżyć.

Udało nam się rozwiązać problem z transportem nawet lepiej niż planowałam, bo z noclegiem w Warszwie (powrót do korzeni – Sonek 9 lat spędziła w Warszawie).

Nie wiem czy powinnam o tym pisać, bo mi jeszcze ją zabierzecie…. Ale co tam – ku przestrodze. Może ktoś będzie w podobnej sytuacji i lepiej w sobie wyrobić odpowiednie odruchy!

Wsiedliśmy do windy obładowani torbami. Zatrzymaliśmy się na 3p. Wyszedł brat, wyszła Sonia, ja zaczęłam wychodzić, ale torbą wcisnęłam przycisk 6p. Drzwi zaczęły się zamykać.

I tu popełniłam pierwszy błąd, bo zamiast wyrzucić smycz założyłam, że przycisk otwierający drzwi zadziała. Ciągle ze smyczą w rękach stałam jak głupia patrząc na zamykające się drzwi. Sparaliżowana nie mogłam nic zrobić. Drzwi się zamknęły.

Zaczęłam krzyczeć i walić w drzwi pięściami. Zabrakło mi tchu i panikując popełniłam drugi błąd – trzeba było wcisnąć kolejne piętro (4p). A ja z bratową pojechałyśmy na 6p. i z powrotem. Podróż trwała wieczność, a ja cały czas waliłam w drzwi i ciągnęłam smycz. Nagle przestałam czuć opór i smycz zaczęła do mnie wracać.

Nie wiedziałam czego mam się spodziewać na jej końcu. Zobaczyłam karabińczyk – był cały. Zrozumiałam, że brat ją odczepił. Pozostawało tylko pytanie: kiedy?

Winda jechała całe wieki, a ja klęczałam przy drzwiach wstrzymując oddech. Jak drzwi się otworzyły i zobaczyłam ją siedzącą przy torbach…rzuciłam się na nią i zaczęłam całować, a on podawała łapkę mówiąc, że już jest wszystko w porządku. Łzy ciekły mi jak oszalałe, wpadłam w histerię i długo nie mogłam się uspokoić.

Nie wiem co bym zrobiła jakby brat też spanikował i jej nie odczepił…. (nawiasem mówiąc, usłyszał moje walenie i krzyki, więc jednak moje działanie nie było takie bezsensowne)

Nikomu nie życzę czegoś takiego. Ale jeżeli kiedyś będziecie w zamykającej się windzie, a Wasz pies będzie poza nią, to po pierwsze nie zakładajcie, że przyciski będą działać i wyrzucajcie smycz jak najszybciej. Po drugie przyciśnijcie następne piętro, bo nawet jak przytrzaśnie smycz, to może będzie na tyle długa, że nic się nie stanie.

Nie wiem co bym zrobiła gdyby jej się coś stało…. Najważniejsze, że Sonia nie wiedziała co się działo, bo brat odczepił ją w ostatniej chwili przed szarpnięciem. A ona dodatkowo była na „prochach” na podróż.

Teraz możecie mnie zwyzywać za brak odpowiedzialności i takie tam. Ale może będzie to też przestroga dla Was, że windy czasem nie pracują tak jakbyśmy chcieli.

Nie wiem jak ja dzisiaj będę spała. Minęło już ponad 3 godz. od tego zdarzenia, a ja ciągle nie mogę oddychać z nerwów i mam napuchnięte z płaczu oczy.

——

Wow, niby minęło 1,5 roku, ale ciary mam ciągle jak sobie o tym przypomnę. Oczywiście jak w pracy opowiedziałam co się stało, to zaraz popłynęły linki – bezkresny Internet w swych zakamarkach skrywa mnóstwo filmików z psami wiszącymi przy windzie i z memami mówiącymi o takich właścicielach jak ja czy ich biednych psach 😉 po kilku dniach od tego zdarzenia, było to nawet śmieszne, ale żaden z tych śmieszków nie chciałby być w mojej skórze wtedy w windzie.