Wczoraj po latach obejrzałam film, po którym już chyba zawsze będę sprawdzać czy nikt nie siedzi na tylnym siedzeniu samochodu. Razem z tym filmem powróciły wspomnienia. Swojego czasu oglądałam sporo horrorów czy filmów o seryjnych mordercach. W połączeniu z moją wyobraźnią stworzyły one potężną broń, która jest wytaczana przeciwko mnie gdy tylko słońce chowa się za horyzont. Mówiąc krótko – gdy jest jasno nic mnie nie rusza, gdy zapada zmrok…przeraża mnie sama myśl, że mogłabym spotkać kogoś lub coś.

No więc mając tak zrytą psychikę musiałam i ciągle muszę stawiać czoła sytuacjom, które mnie dopadają. Pozwolę sobie opowiedzieć Wam jedną z nich. Ładnych parę lat temu mieszkałam na stancji w jednorodzinnym, starym domu. Prócz mnie mieszkały tam jeszcze 3 osoby. Okolica niby spokojna, ruchliwa ulica, dużo świateł, ale jak wiadomo – wszystko jest względne 😉

A teraz rozsiądźcie się wygodnie i przygotujcie się, ponieważ za moment usłyszycie mrożącą krew w żyłach historię.

———————————————————————————————-

Jest jesienny, niedzielny wieczór. Dom pusty. Ja przed laptopem. Nagle! Gaśnie światło. Przez chwilę pozostaję w bezruchu. Może za chwilę zrobi się jasno. Mijają kolejne sekundy. Może minuty – któż to wie, a światła dalej nie ma. W pokoju nie jest zupełnie ciemno, bo laptop jest ciągle włączony. Wiem jednak że długo nie wytrzyma, bo bateria jest bardzo kiepska.

No nic, trzeba zacząć działać. Wyglądam przez okno i co widzę? Ciemność. Jak okiem sięgnął – ani jednej lampki. Normalny człowiek pomyślałby: aaaa awaria prądu na osiedlu. A co przychodzi mi do głowy? „To większa i zorganizowana akcja. Teraz ktoś na pewno próbuje pokonać drzwi do garażu, z którego śmiało można wejść do domu”. Podbiegam do drzwi pokoju, który znajduje się na piętrze. Całe szczęście klucz jest w drzwiach. Przekręcam go i jednocześnie drugą ręką sięgam po góralską ciupagę. „Mój dom – moja twierdza. Żywcem mnie nie wezmą”.

Co robić? co robić? Świeczki są. Nawet cała masa, ale zapałki w kuchni. Kuchnia na dole, obok wejścia do garażu. Nie ma szans – nie pójdę tam. Łapię za telefon i dzwonię do współlokatora, który jest w pracy i ma wrócić dopiero za godzinę. Opowiadam co się dzieje. Mówi, że nie ma szans aby wyszedł wcześniej, a ja mam nie panikować. Łatwo mu mówić skoro siedzi w oświetlonym pomieszczeniu pełnym ludzi.

Wyłączam laptopa aby trzymać jego nikłe światło na krytyczny moment. Dzwonię do mamy, niech ze mną rozmawia. Na pewno nie przyjedzie, ale będzie wiedziała kiedy i jak zostałam zamordowana. Nie wiem ile trwa nasza rozmowa, ale nagle światło się pojawia. Kamień spada mi z serca. Już chcę kończyć rozmowę z mamą gdy nagle…dzwonek do drzwi.

Szybka analiza sytuacji: niedziela, godzina 22, ja nie znam nikogo w sąsiedztwie. Wszyscy współlokatorzy mają klucze, ale i tak się spodziewam dzisiaj tylko jednego, który jeszcze ciągle jest w pracy.

Nie rozłączam mamy i z ciupagą w dłoni schodzę powoli w stronę drzwi wejściowych. Cały czas analizuję jak mam je otworzyć, tak aby nie stać przy drzwiach prowadzących do garażu. Zostają mi do pokonania tylko trzy stopnie. Ciupaga podniesiona, serce nieomal w bezruchu. I nagle…czarna postać wyłania się zza drzwi do garażu.

Dobrze, że nie mam odruchów bezwarunkowych, bo ciupaga wylądowałaby na głowie współlokatora, który wyrwał się z roboty i po tym jak zobaczył, że jest światło, postanowił mi zrobić psikusa. Otworzył sobie drzwi, zadzwonił dzwonkiem i tylko czekał w ukryciu aż zejdę.

Teraz całą tę sytuację wspominam jako zabawną historyjkę. Ale wtedy…bynajmniej nie było mi do śmiechu.

No cóż, tak się sprawy mają jak ma się bujną wyobraźnię, a za młodu szpikowało głupimi filmami. Ale przynajmniej nie jest nudno 😀 Teraz unikam horrorów i nasionko zasiane wiele lat temu niepodlewane zaczyna obumierać. O tym, że ciągle ma się jednak całkiem dobrze przekonuję się przy każdej nocnej rewolucji żołądkowej psa, gdy muszę wybiec z domu bez większego przygotowania w środku nocy… No ale to już inna historia 😉