Pewnie moich starych znajomych nie zdziwi nazwa bloga. Nawet jeżeli w ostatnim czasie nasze drogi się rozeszły, to jestem pewna, że w momencie gdy zobaczą jak go nazwałam, pomyślelą coś w stylu: „no tak…” „jeszcze jej nie przeszło?” albo „bo jak inaczej mogłaby się nazwać”
Przy okazji – pozdrawiam wspominając stare, piękne czasy 🙂

Ci którzy mnie znają teraz, pewnie pomyślą – no przecież czegoś normalnego to nie można się było spodziewać 😉
I słusznie – daleka jestem od pompatycznych i górnolotnie brzmiących haseł – bo co jeśli nie podołam wzniosłemu klimatowi? A tak, nawet jak się trafi coś mądrego, to będzie miłe zaskoczenie 😀

A o co chodzi z tymi ogrami?
Jak już sobie pomyślałam „tak, zrobię to!” (mowa o blogu), to zaczęłam poszukiwać informacji jak ma to wyglądać od strony technicznej. Rozmyślałam co tam umieszczę i już nawet nie mogłam się doczekać pierwszych wpisów. Gdy nadszedł czas przeklikania wszystkiego uświadomiłam sobie, że nie mam nazwy! A przecież nazwa mówi wszystko, przygotowuje na zawartość. Przedstawia właściciela. Nie miałam ochoty przekładać startu o kolejne dni tylko dlatego, że nie pomyślałam o nazwie. Zaczęłam więc wertować moje szare komórki. Milion myśli przelatywało mi przez głowę i działo się to dosłownie w ułamkach sekundy.
Wyglądało to mnie więcej tak: – co będzie na blogu? – wszystko! – to może „trzy-po-trzy”? – nie! brzmi mało poważnie -inne „pierdu-pierdu” też – może coś o życiu? – …i o śmierci…?
I wtedy jest! Eureka! „porozmawiamy o życiu i o śmierci. A rano…zrobię jajecznicę” Kto wie co to za fragment i kto go wypowiada? No więc wymyśliłam, że nazwa będzie: „a rano zrobię jajecznicę”.
Dla mnie był to super pomysł, ale gdy ktoś nie zna kontekstu, tego  o życiu i śmierci, to może się doszukiwać dwuznaczności. A na co mi to? więc w mgnieniu oka powróciłam do treści tego klasyka i znalazłam coś jeszcze bardziej pasującego. Tym razem nie tyle do tematyki, co do mnie!
„Ogry NIE są jak tort!”
„Cebula ma warstwy – ogry mają warstwy! Dociera?”
cóż bardziej trafnego?

A skąd pewność, że moja stara paczka uśmiechnie się na wieść o nazwie zbioru moich wypocin?
Wróćmy zatem do zamierzchłych czasów gdy nie wszystko było w Internecie i istniały takie wynalazki jak kasety magnetofonowe 😀 W takich oto czasach przyszło mi zdawać maturę. Ja zawsze trzymałam się z dala od kabli, kabelków, przełączników. Za to mój brat…to inna historia. Dzięki jego przełącznikom udało mi się nagrać na kasetę magnetofonową CAŁEGO! Shreka. Radość była niezmierna, bo o ile na oglądanie go dziesiąty raz nie miałam czasu, tak słuchać mogłam w nieskończoność. No i słuchałam. I tak się działo, że daty historyczne czy bohaterowie literaccy nie wchodzili mi tak skutecznie do głowy jak tekst filmu.
Po pewnym czasie okazało się, że umiem całego Shreka na pamięć. Oczywiście z podziałem na role.
Tak, wiem…ale nie spodziewam się, że mnie zrozumiecie 😉 nawet ja do końca tego nie rozumiem. Ale nagle Shrek stał się częścią mojego życia, a tym samym częścią życia mojej Paczki. Potrafiłam jednym tchem wypowiedzieć kwestię Lustereczka (oczywiście z odpowiednią intonacją). Wystarczyło, że ktoś wypowiedział jakieś słowo w podobny sposób jak było to w filmie, to tak jakby wkładał monetę i szafa grająca zaczynała trajkotać.
Często męczyło mnie to samą, więc domyślam się, że innych jeszcze bardziej 😉 ale…przynajmniej jest co wspominać. A i trzeba przyznać, że część haseł weszła do codziennego słownika : „ty tępy, irytujący, kłapouchy gaduło!” albo „uuuu, wymskło ci się? stary ty uprzedzaj zanim popuścisz. Ja tu się cieszę górskim powietrzem”

Shrek na moim prywatnym dysku, zwanym „mózgiem”, zajmuje mnóstwa miejsca faktycznego i sentymentalnego, więc nie wyobrażam sobie że w tak istotnym momencie mogłabym go pominąć 😀 a że przy okazji nazwa odsłania co nieco prawdy na mój temat, to tylko się cieszyć 😀

Miało by krótko, wyszło jak zawsze. Przepraszam za ten ślinotok 😀 ale nie mogę obiecać poprawy.